Tuż za południową granicą Polski czają się prawdziwe skarby - słowackie miasteczka. Warto tu zajrzeć po drodze do Słowackiego Raju (my właśnie tak zrobiliśmy), albo gdy w Zakopanem nie ma co robić, bo pada. Zapraszamy Was do Lewoczy, Kieżmarku i Lubicy. W dalszej części posta - te miasteczka naszym okiem i dużo zdjęć :)
Nasze pozostałe relacje ze Słowackiego raju:
W jesienny wieczór postanowiliśmy wrócić wspomnieniami do wiosennego wypadu do Słowackiego Raju i napisać doń zakończenie. Wracając ze Słowacji zwiedziliśmy po drodze Lewoczę i Keżmarok. W planach był jeszcze Spiski Hrad, ale na to nie starczyło już czasu. Zwiedzimy go przy następnej okazji :)
Spiskie miasteczka mają w sobie bardzo wiele uroku. Kolorowe średniowieczne i renesansowe kamieniczki przenosiły nas w inne czasy i zapraszały, żeby zanurzyć się w ich głąb.
Lewocza (słow. Levoča )
By dotrzeć do serca Lewoczy z najładniejszymi budynkami trzeba wspiąć się wąskimi uliczkami w górę (nam udało się zaparkować w miarę wysoko i blisko rynku). Otaczające kamieniczki wskazują na bogatą historię miasta. W dawnych czasach leżało ono na ważnym szlaku handlowym Via Magna, prowadzącym znad węgierskiej Cisy do Krakowa.
Miasto otoczone było murami obronnymi, po dziś dzień zachował się spory ich fragment, m. in. brama Koszycka. Ta brama, z małą armatką u boku, zaprowadziła nas na "pewną górę", ale o tym trochę później;)
Na rynku króluje renesansowy ratusz i gotycki kościół św. Jakuba. Mówi się, że rynek w Lewoczy jest jednym z większych średniowiecznych rynków w centralnej Europie, na pewno jest jednym z bardziej urokliwych.
Rynek otaczają mieszczańskie kamieniczki. Wśród, których wyróżnia się ta spod numeru 7 - renesansowa kamienica Thurzonów.
W rynku, przy Námestie Majstra Pavla 58, mieści się biuro informacji turystycznej, w którym można dostać mapkę w języku polskim z zaznaczonymi najważniejszymi zabytkami. Tam też otrzymaliśmy wskazówkę, która zaprowadziła nas w miejsce z najładniejszym widok na miasto. Mariánska hora miała leżeć niedaleko, więc postanowiliśmy o nią zahaczyć. Dwa kilometry ostro pod górę wprawiły serducha znów na wyższe obroty. Droga mimo, że stroma, wiodła cały czas aleją lipową, na górze zwieńczoną Sanktuarium Maryjnym. Niestety zamkniętym. Na Mariańską Górę co roku wspina się wielu katolików, w 1995 był wśród nich Jan Paweł II. Dla tych, którzy nie chcą wejść na górę, jest inna droga, którą można na szczyt wjechać autem.
Czy było warto wspinać się pod górkę, zobaczcie sami:
Kieżmark (słow. Kežmarok ).
Z Lewoczy pojechaliśmy do Kieżmarku. Już jadąc do Słowackiego Raju mijaliśmy ogromny, lekko orientalny kościół. Okazał się on XIX kościołem ewangelickim, obok którego stoi mniejszy, drewniany, wpisany na listę UNESCO.
W Keżmarku znów mogliśmy oddać się beztroskiemu spacerowi po uliczkach pamiętających odległe czasy.
W centrum rynku stoi ładny ratusz. W takich miejscach warto mieć oczy szeroko otwarte, bo można trafić na niespodziankę (które to my uwielbiamy). Wieża ratuszowa, jakby jej się tak przyjrzeć - gości latarnika :)
Niedaleko ratusza stoi zabytkowa Reduta.
Odbijając trochę w głąb od głównej ulicy, trafiamy na Bazylikę Św. Krzyża obok, której stoi piękną renesansowa dzwonnica. O ile kościół nie robi żadnego wrażenia, to dzwonnicę (ta wieżyczka na drugim zdjęciu) warto odszukać i zobaczyć.
To nie koniec niespodzianek. Na koniec odkrywamy zamek (Thökölyho zámok). Jest już wieczór więc oglądamy go tylko z zewnątrz.
Nie wspomnieliśmy o najważniejszym, wszystkie te widoki mamy na tle Wysokich Tatr, nad którymi podczas naszego pobytu w Keżmaroku zaczęły zbierać się czarne chmury, znak, że trzeba odjeżdżać w dalszą drogę by bez przeszkód dojechać do Zakopanego. No bo jak tu nie zahaczyć o Tary po drodze :)
Lubica
Na koniec mały bonus - warto chociaż na 5 minut zaparkować się w jeszcze jednym miejscu tuż za granicą, koło Kieżmarku. Jest to Lubica, w której na dachu zabytkowej straży pożarnej stało bocianie gniazdo, oczywiście zamieszkane :). Patrząc w drugą stronę można zobaczyć majestatycznie górujące szczyty Tatr.
Mimo, że w Kieżmarku ugościła nas gwałtowna burza pod koniec zwiedzania, cały dzień ze Słowackimi miasteczkami uważamy za udany. Warto tu zajrzeć po drodze na Słowacki Raj, albo gdy w Zakopanem nie ma co robić, bo pada. My na pewno jeszcze nie raz zatrzymamy się w jakiejś spiskiej, czy orawskiej miejscowości.
Nasze pozostałe relacje ze Słowackiego raju:
Słowacki Raj cz. 1 - dojazd, nocleg, Sucha Bela, Kláštorisko
Słowacki Raj cz. 2 - czyli 50 km dolin grzechu wartych
Słowacki Raj cz. 3 - Przełom Hornadu, Klastorska Roklina i Velky Sokol
0 komentarze:
Prześlij komentarz