4 mar 2012

Bieganie, po co to? Okiem jej i jego

Panie i Panowie, Ladies & Gentlemen, let the show begin! A teraz w ojczystym: zaczynamy nowy cykl artykułów, gdzie będziemy pisać nieco bardziej od serca o tym - co sprawia, że kochamy to co kochamy, o tym - co nas inspiruje, o tym - co siedzi głęboko w nas.

Znajomi często łapią się za głowę gdy słyszą, że biegamy i to nie tylko z domu na przystanek autobusowy, a czasem dużo dalej i do tego - dla przyjemności. Co każde z nas jako amator widzi w bieganiu? Czy warto się za to zabierać? Po co to? O tym wszystkim w dalszej części. Aha i żeby nie było, które napisało to pierwsze: bieganiu zawdzięczamy oboje przede wszystkim jedno to, że się poznaliśmy.


Jak to się zaczęło

Annika:
Wiele razy słyszałam słowa „Biegasz?! Wow! Pewnie codziennie? Ty to masz kondychę! Że też Ci się chce…”
Dla osób, które nie biegają, albo które mają ograniczony kontakt ze sportem, przebiegnięcie dystansu kilku kilometrów wydaje się czymś niemożliwym, nieosiągalnym-czasem wręcz bezcelowym. Jestem doskonałym przykładem, że wcale tak nie jest. Wiadomo początki mogą być trudne-trzeba wypracować kondycję i wytrzymałość, ale uwierzcie mi-radość jaka była w moim sercu po przebiegnięciu pierwszy raz bez zatrzymywania się mojej trasy biegowej była ogromna. 

Na początku, przyznaję się bez bicia, biegałam by zrzucić parę kilogramów. Banalne no nie? Ale szybko przerodziło się to w coś więcej. Początkowo biegałam rano. Wstawałam bladym świtem i wybiegałam w pola. Zapach ziemi, wschodzące słońce, śpiew ptaków, sarna przyglądająca mi się z gdzieś z oddali-wszystko to sprawiało, że po powrocie do domu miałam naładowane „akumulatory” na dalszą część dnia. Pogoda za oknem nie miała znaczenia. Przecież ktoś kiedyś powiedział: „że nie ma złej pogody na bieganie – jest tylko, źle dobrane ubranie”.  Teraz biegam, gdy znajdę na to czas: więc zdarza się slalom między ulicami, także i wieczorową porą.

Grzechu:
Ja do końca już nie pamiętam, ale u mnie zaczęło się to chyba w okolicach drugiego roku studiów. Zaczęliśmy z kumplami z akademika uprawiać wieczorne przebieżki. Niektórych może to dziwić, ale na Zagłębiu można znaleźć fantastyczne ścieżki do biegania. No wtedy bardziej przypominało to jogging z dużą ilością marszu i przystanków na inne ćwiczenia, ale takie są początki. Siostra moja z kolei wypatrzyła, że w Częstochowie można było wtedy polatać na bieżni za friko - to żal było nie skorzystać.

Jak wiesz, dla mnie dalsze czasy układały się jeszcze bardziej kusząco. Wyjechałem do Finlandii, gdzie jazda na rowerze przy -24 była normalnością, a większość uprawiała jakiś sport. Z reszta lasy i jeziora aż zapraszały co by się poruszać. Sporo kumpli tez biegało. Tam też jedna osoba na swoją pracę doktorską projektowała nowy typ spodenek dla biegaczy. Byłem jednym ze szczęśliwców, którym dane było być materiałem doświadczalnym dla tych portek. Wtedy przy okazji na wydziale sportu udało mi się załapać na kilka fajnych testów, co dodatkowo motywowało. Potem rzuciło mnie na inną półkulę, gdzie na swoim osiedlu pod akademikiem miałem bieżnię - grzechem było nie korzystać.
Annika:
Tu mi się przypomniała jedna historia. Jechałam pewnego razem londyńskim metrem. Mieszkając już trochę czasu w tym mieście byłam przyzwyczajona do niecodziennych widoków w Tube'ie. Spostrzegłam, że wiele osób ma ubłocone buty sportowe. Wszystkie wagony były wypełnione tymi niecodziennymi pasażerami. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Odpowiedź na to pytanie dostarczyła na następny dzień gazeta-a właściwie zdjęcie rzeki ludzi przebiegających w odblaskach przez Tower Bridge. Pomyślałam wtedy: "ale fajnie". I jednocześnie zasmuciłam się, że nie miałam wtedy czasu na bieganie.

Medale i puchary Anniki
Po co to? 

Annika
Muszę przyznać, że  moje początki przypadły na czasy, gdy bieganie nie było tak popularne jak teraz, a studencki budżet nie pozwalał na zakup profesjonalnego ubrania oraz butów biegowych. Tak jak pogoda, dziwne spojrzenia ludzi-wszystko to było niczym. Coś we mnie gnało mnie do przodu, pobudzało moje mięśnie do wysiłku. Może to przez tę WOLNOŚĆ. Kiedy biegniesz jesteś sam na sam z własnymi myślami, widzisz rzeczy bardziej wyraźnie, a twój umysł jest wolny od wszelkich trosk i zmartwień. To są uroki samotnego biegania.

Grzechu
Na początku wspomniałaś, że pierwszym motywatorem do latania dla Ciebie było zrzucanie kilogramów. U mnie podobnie - podstawową motywacja do rozpoczęcia biegania była wiara, że to pozwoli mi utrzymać wagę na przyzwoitym poziomie. Powoli wiara ta przeradzała się w miłość i nałóg. Nałóg przede wszystkim do endorfin. Nałóg trwa do dziś. Nawet teraz, gdy biegam mniej, bo tuż po chorobie jestem, po prostu brak mi tych endorfin.

Annika:
Tak, coś w tym nałogu jest. Dzięki bieganiu czuję się silniejsza: nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. Mogę zdobywać szczyty i „przenosić góry” ;) Jak mam czemuś nie dać rady? Przecież dałam radę przebiec prawie 40 km w korytarzach Bocheńskiej kopali. Dałam radę przebiec półmaraton w Rudawie i Kietrzu. Pokonałam dychę w Dobrodzieniu przy oberwaniu chmury…ech wspomnienia-uwierz mi przyjemne:).

Grzechu:
Popatrz, ile Polski i świata zwiedziliśmy już dzięki naszej pasji. Gdyby nie start w Uniejowie, pewnie nie usłyszelibyśmy o tym fajnym miasteczku z termami, które wcale nie jest daleko od nas. Bieg Altoetting był okazja do zwiedzenia Bawarii. Ja mile wspominam Półmaraton w Pucku, gdzie udało mi się pogodzić wyjazd firmowy z pasją i do tego zwiedzić nieco Borów Tucholskich i Pomorza pomiędzy Słupskiem, a Trójmiastem. No i jakże tu zapomnieć o tej Bochni :). Dla mnie poza niesamowitym biegiem tamże, sporą przygodą było spędzenie weekendu pod ziemią, gdzieś pomiędzy kaplicą, zjeżdżalnią, a boiskiem :).

Ludzie

Annika:
Biegłam i biegłam, czasem zapadając w sen zimowy, tylko po to by przy pierwszych oznakach wiosny znów ruszyć przed siebie. I tak spotkałam Zabieganych-w tym tego jednego szczególnego, z którym biegam po dziś dzień:) Bieganie z innymi pozytywnie zakręconymi ludźmi ma wiele zalet. Można pogadać o tym i owym. Przy okazji poznajesz ciekawych ludzi, z którymi możesz się cieszyć ze swoich małych sukcesów biegowych. Poza tym, umówienie się z kimś innym na trening daje motywacje - szczególnie wtedy gdy nie chce się nic.   

Grzechu:
No właśnie ludzie - bieganie zaspakaja moje stadne potrzeby, a ja stadne stworzenie. Pamiętam jeden poranny trening na polach na obrzeżach Częstochowy, gdy prawie dosłownie zderzyłem się z Zabieganymi robiącymi wspólny poranny trening. To zderzenie zmieniło chyba dosłownie całe moje życie, bo to dzięki Zabieganym poznałem Ciebie i innych fantastycznych ludzi, którzy inspirują człowieka dalej. Dzięki Madowi przebiegłem swój pierwszy półmaraton. Dzięki Kubie zacząłem myśleć o maratonie, Kruszyna z kolei rozbudza moją ochotę na biegi górskie.

Medale i "puchary" Grzecha
Wspomnę jeszcze o startach, bo to ważny element naszego życia teraz. Do pierwszego startu pchnęła mnie ciekawość. Byłem już w stanie przebiec 10 km w sporo mniej niż godzinę, więc czemu by nie spróbować. Szczęście sprzyja początkującym - wtedy w losowaniu wygrałem Krakowską parzoną i to nawet dobrą :). Potem starty stały się również nałogiem. Nałogiem do endorfin i do przygody. Jest w tym nieco rywalizacji, ale staram się nie zatracić tego najważniejszego - miłości do biegania. Miło czasem stanąć na podium, choć z moimi możliwościami udać się to może tylko na iście egzotycznych biegach, a puchary tak egzotyczne były jak te biegi (makaron i świecznik). No i nie będę ukrywał - jestem medalowym gadżeciażem :)

Annika
A ja teraz już wiem ile wynosi mój rekord na poszczególnych dystansach, co oznacza VO2max, BNP,WB1,WB2, gdzie fajnie organizują biegi… wiem też, że to wszystko jest niczym wobec przyjemności jaką czerpię z samego biegania.

Przed nami jeszcze wiele wyzwań biegowych, w tym najważniejsza MARATON. Mam nadzieję, że w końcu zmierzę się z tym dystansem (chyba powinnam napisać zmierzymy-trzymajcie kciuki). Kuszą też biegi górskie. Wszystko jest możliwe, byle tylko kontuzje nie nękały i cena makaron nie szła w górę:)


0 komentarze:

Prześlij komentarz