Dziś serwujemy dwie kolejne nasze wyprawy po Słowackim Raju. Jedna szeroką doliną z pięknymi skałami odbijającymi się w wodzie. Druga - szlakiem trudnym, niedostępnym, pełnym spotkań ze zwierzakami. Podczas jednej spotkała nas burza, w czasie drugiej mieliśmy mini akcję ratunkową dla aparatu. Tyle przygód i różnorodności - tylko w Słowackim raju, a o tym wszystkim w dalszej części artykułu (i dużo zdjęć jest :) ).
Nasze pozostałe relacje ze Słowackiego raju:
Przełom Hornadu
Annika: Przełom Hornadu zaskoczył mnie. Była to trasa inna niż dotychczasowe. Tu rzeczka już większa, a
szlak prowadzi wzdłuż niej, tylko czasem pozwalając przeskoczyć na następny
brzeg pokonując wiszące mosty. Tu nie ma już tylu drabinek jak w przypadku
dolin. Są za to liczne łańcuchy (czasem pomocne) oraz platformy umieszczone na
wysokości i biegnące wzdłuż rzeki, czasem wymagające przytulenia się do skały.
Nie powiem, poczułam na nich lekką adrenalinę, szczególnie wtedy gdy trzeba
było szybko uciekać przed zbliżającą się burzą.
Potuptani: W przeciwieństwie do innych szlaków - na tym nie pokonuje się dużych różnic wysokości. Trasa wiedzie wzdłuż granicy parku pomiędzy dwiema głównymi miejscowościami wypadowymi (Podlesok i Cingov). Fragmenty z niemalże zawieszonymi nad rzeką platformami rzeczywiście robią wrażenie, ale spotkaliśmy tu parę rodzin z berbeciami, więc tak chyba też się da. Na własną odpowiedzialność oczywiście. Poza platformami i wiszącymi mostami w pamięci każdego turysty na pewno zostaną niesamowite widoki skał, które odbijają się wodzie, lub vice versa - wody, która odbiciami strzela piękne efekty na skałach.
To urocze miejsce obraliśmy na przystanek śniadaniowy. Była to piękna, sucha i porośnięta mchem dolina. Niemalże zionęło z niej tajemniczością.
No i mamy pierwszego mieszkańca :). Ta oto nawet fotogeniczna jaszczurka witała nas gdzieś w okolicach żelastwa..
Mniej więcej w połowie trasy w malutkiej osadzie Letanovský Mlyn w górę odbijają dwa szlaki. Zielony wiedzie przez Klastorską Roklinę, gdzie widoki są podobne do tych z innych dolin (drabinki, wodospady, drewniane pomosty itp). Szlakiem dochodzi się do Klastoriska. Wrócić można ścieżką z żółtymi znakami. Wiedzie ona powyżej szlaku zielonego, a spotkać na niej można kilka łatwych do pokonania łańcuchów. Mamy stąd tylko jedno zdjęcie. Czemu tak mało? Bo już grzmiało.
Powrót z Lentowskiego Młynu był dość ekstremalny. Dookoła Raju szalała burza, więc robiliśmy wszystko, co się dało, by jak najszybciej dostać się do domu i nie kusić losu na żelastwie.
Velky Sokol
Na dobre zakończenie wybraliśmy kolejny szlak z gatunku tych mniej dostępnych. Skutki są oczywiste - mało ludzi, rządzi natura. Aby wejść na szlak, dojechaliśmy do miejscowości Pila (dojazd jak do Hrabusic, potem na Podlesok i tą samą drogą 4 km dalej). Można spróbować nawet pojechać za Piłę. Był tam jeden dziki parking, gdzie stało kilka aut, ale głowy nie damy, czy się ostały.
Sama dolina zaczęła się niewinnie. Niby darliśmy samym środkiem koryta rzeki, wręcz po dnie, aczkolwiek suchą nogą i to nie z powodu cudu, a po prostu rzeką nie płynęło dosłownie nic.
Potem się zaczęło... Technicznie była to chyba najtrudniejsza wyprawa w Słowackim Raju, ale możliwa spokojnie do przejścia (choć niekoniecznie już suchą nogą). Największym wyzwaniem były śliskie, poprzewalane drzewa i drewniane mostki, które w tej postaci niekoniecznie pomagały. Aczkolwiek niesamowite widoki dolinne wynagradzały cały trud.
Jakby niespodzianek było mało, nagle pojawia się wysoki ładny wodospad i drabinka z rozkosznie niestabilnym łańcuchem (w paru miejscach oderwało mu się od skały). Tam u góry na mostku człowiek zauważa ciąg dalszy wodospadu i kolejną drabinkę.
Grzechu: U góry miałem mini akcję ratunkową. Nagle wypięła mi się osłonka obiektywu i radośnie poleciała w dół, poza zasięg wzroku (dłoni rzecz jasna tym bardziej). Nikony niestety w standardzie osłonki mają bez żadnego paska zabezpieczającego. Zszedłem na sam dół i po chwili poszukiwań zauważyłem, że zatrzymała się na skałach po drugiej stronie wodospadu. Łatwo nie było, ale akcja zakończyła się sukcesem.
Ania czekała nieco dalej z gościem (tudzież gościówą). Salamandra prezentowała się nieźle. Kilka kroków dalej czekał na nas pluszcz i nawet pozwolił podejść blisko.
Szlak kończył się polanką pełną kaczeńców. Była to chyba najciekawsza trasa tej wyprawy (chociaż tu trudno taką wybrać, bo wszystkie urokliwe). Wróciliśmy równolegle biegnącym łagodnym szlakiem czerwonym.
Żal było odjeżdżać. Chociaż, jak się okazało, to co było przed nami - też cieszyło oko i zaskakiwało. Zwiedziliśmy Kieżmark i Lewoczę. Czy warto - sami zobaczycie już niebawem, bo nie omieszkamy parę słów napisać ;)
Nasze pozostałe relacje ze Słowackiego raju:
A które obiektywy w standardzie mają paski zabezpieczające do dekielka? Chyba tylko kompakty, bo do lustrzanek nie widziałem....
OdpowiedzUsuń