Jak to mawiają apetyt rośnie w miarę jedzenia. XVIII Andrzejkowo -
Mikołajkowe Marsze na Orientację stały się dla mnie okazją do
spróbowania, czy to mnie kręci i jak sobie poradzę. A że na pierwszy raz
nie warto w pojedynkę się wybierać, to pojechałem z Kucharzem.
Zaopatrzeni w moją nieco cherlawą busolę, ewentualne kompasy w komórkach
i dobry humor stawiliśmy się na starcie.
W dalszej części posta kilka moich wrażeń, opis jak to na marszu na orientację jest. Pokażę też jak namierzyć przykładowy punkt kontrolny - co bym i sam nie zapomniał :P.
O co w marszach
chodzi? W skrócie dostajemy mapę i zaopatrzeni w nią oraz kompas
znajdujemy punkty kontrolne (oznaczone biało czerwonym lampionem, lub
kartką). Obecność na punktach potwierdzamy spisując kod punktu, albo
dziurkując swoją kartę perforatorem, albo za pomocą urządzeń
elektronicznych.
Na AMInO Zespoły startowały w
trzech kategoriach wiekowych i w kategorii open. Ta ostatnia zgodnie z
podejrzeniami miała najdłuższy dystans do pokonania i otrzymała mapy o
najwyższym poziomie trudności. Ok, ale nasza mapa nieco nas zbiła z nóg.
Wyglądała tak:
Pytacie
o co kaman? Odpowiadam zatem. Na mapie widzimy kreski przerywane, na
nich kółka, obok nich fragmenty rzeczywistych map - również z kółkami,
jest jeszcze wskazanie kierunku północnego. Zacznijmy od tego, że te
fragmenty map są rozrzucone losowo. Zatem drogę możemy wytyczyć jedynie
po krechach znając ich kierunek i długość. Z długością jest prosto -
skala mapy, to 1:10000, czyli 1 cm na mapie to 100 m w rzeczywistości, a
to już można zmierzyć np. po czasie w którym idziemy (o ile znamy swoje
tempo), czy ilości dwukroków (1 dwukrok to ok 1,5 m), lub jeszcze
inaczej. Z kierunkiem było ciekawiej, bo nasza mapa to w rzeczywistości
odbicie lustrzane, czyli w skrócie wschód jest zachodem.
Po
znalezieniu punktu kontrolnego trzeba było spisać jego kod. Następnie
należało znaleźć fragment mapy (z tych rozrzuconych na kartce) i spisać z
niego numerek. Te rozrzucone fragmenty mapy oczywiście też mogą być w
lustrzanym odbiciu. Aha i jeszcze jedno - punkty kontrolne są pochowane
(np. z drugiej strony drzewa, albo po zewnętrznej stronie mostku itp.)
To teraz polećmy w praktyce - jak namierzyć przykładowy punkt kontrolny, czyli jak to namierzaliśmy pierwszy punkt.
Z
miejsca startu musieliśmy drogą asfaltową pójść +- 700m w kierunku (7
cm na mapie) +- południowo wschodnim (wschodnim, bo mapa odwrócona).
Potem skręcamy w lewo (a nie prawo, jak na mapie, bo jest odwrócona...) i
dajemy jeszcze ok 250 m drogą
Ok, jesteśmy na miejscu, a punktu ani widu ani słychu.
Chociaż moment... Coś tam zza drzewa wystaje. A tu się miglanc schował :)
Czyli
mamy kod V7. Teraz trzeba znaleźć przykładowy fragment mapy. Czyli mamy
5 dróg, które krzyżują się w tym miejscu, niedawno byliśmy na asfalcie
itd. Najbardziej pasuje nam ten fragment:
Zatem na karcie w pierwszej wolnej kratce wpisujemy 11 i kod V7 i tak lecimy dalej. Aha. To był najłatwiejszy punkt
Był
jeszcze jeden mały kruczek. Fragmenty z punktami 6 i 7 to to samo
miejsce. 1 i 10 też. Zatem dwa razy 1 kod odpowiadał dwóm punktom.
Na
całej imprezie bawiliśmy się świetnie. Oczywiście nie obyło się bez
błędów. Hiciorem było spisanie kodu 55, czy HK, których nie było. Były
za to SS i H4. Atmosfera była świetna, o co zadbali organizatorzy i
osoby z miejscowego gimnazjum. Był z nami też klubowy kolega - Manitou.
Przyjechaliśmy tu dla dobrej zabawy i spróbowania się. Dostaliśmy to, co
chcieliśmy, więc... to nie był ostatni raz :).
Ech spadł nam śnieg, zrobiło się jesienno grudniowo i post jakiś taki szarobury wyszedł. To tak dla dodania kolorów: udało mi się nawiązać kontakt z towarzystwem alpejskim z Lecco. Więc szykuje się na następny tydzień artykuł o górach tamże. Taki z gorącymi fotami, mapami szlaków i być może filmem :).
0 komentarze:
Prześlij komentarz