W swoje urodziny Ania miała w miarę łatwe w Tatrach do spełnienia
życzenie. Chciała zdobyć górę i to jakąś konkretniejszą. Jakoś tak padło
nam na tą najwyższą w Polsce. A że ja już na Rysy od strony
polskiej wchodziłem, zdecydowaliśmy się uderzyć na nie od tej drugiej.
No i cóż. Może to i niepatriotyczne, ale nie będę ukrywał - wolę szlak słowacki. Przede
wszystkim u Słowaków na dzień dobry nie sunie się 13 km po asfalcie pośród tłumu, jak
to jest u nas z Palenicy do MOka. A że asfaltu nie ma, to nie ma i
bryczek. Mało? To lecimy dalej, trasa Słowacka jest łatwiejsza i bardzo
urozmaicona. Co chwilę mamy strumyk, jeziorko, schronisko - do wyboru
do koloru.
Od strony Słowackiej najczęściej wyprawę
zaczyna się w Szczyrbskim Jeziorze, następnie idzie się łagodną doliną
Mięguszowiecką do Popradzkiego Jeziora (są dwa równoległe warianty). Nad
jeziorem znajduje się schronisko, symboliczny cmentarz i fajne widoki.
Stamtąd chętni mogą do schroniska pod Rysami zabrać dziesięciokilowy pakunek i w ten sposób pomóc w zaopatrzeniu chaty. U góry czeka wdzięczność, herbata z rumem i certyfikat. Dla schroniska taka pomoc jest istotna, bo to jedyna możliwa. Powyżej Popradzkiego Jeziora ścieżka nieco nabiera nachylenia (ale wciąż jest dość łagodnie), gdzieś po drodze jest jedno miejsce zabezpieczone łańcuchami.
Poranek przywitał nas chłodem i mgłami. Do Żabich Stawów
widoki były nieśmiałe, ale na szczęście i sama ścieżka miała w sobie
sporo urody.
Zbliżamy się do najwyżej położonego schroniska w Tatrach (2250 m. npm). Dla mnie jest to jedno z najfajniejszych miejsc w górach.Taka enklawa pozytywnych emocji. Najpierw wita nas znak informujący, że wchodzimy na terytorium Królestwa Wolnych Rysów. Przechodzimy przez bramę i widzimy schronisko, a właściwie chatkę mozolnie odbudowywaną po każdym razie, jak ją naruszy lub zmiecie lawina. Przy tabliczkach znakowych szlaków wita nas kostucha prosząca o ostrożność, a teren budowy oznaczony jest znakami "Zakaz wstępu. Bastion Al-Kaidy",
Schronisko ponoć kochał Lenin, a kochał tak bardzo, że pozostały tu po nim ślady: odciski stóp - tam, gdzie podążał, odciski rąk - tam się podparł. Jest też miejsce, gdzie upadł na zad. Zgadnijcie jaki odcisk tam się znajduje. Kultowym miejscem jest najwyżej położony w Tatrach kibelek. Położony jest on w okolicach schroniska nad przepaścią. Jedna ściana została zastąpiona szybą, więc siedzący ma zapewnione dodatkowe atrakcje w postaci genialnego widoku. Oczekujący w kolejce mogą się pokiwać na bujanej ławce.
Widok z kibelka |
Samo podejście na szczyt od przełęczy Waga jest już bardziej strome i trzeba się powdrapywać po skałach, ale warto.
Na szczycie była po prostu magia. Mgły akurat się podniosły i skondensowały w chmury, a my byliśmy ponad nimi. Znad spienionego morza obłoków wynurzały się szpiczaste szczyty. Obserwowaliśmy ten taniec natury dłuższą chwilę, nie zważając na dość dokuczliwy wiatr. Po raz kolejny też doceniliśmy wczesne wstawanie i wczesne wypady na szlak - unika się tłumów.
W drodze powrotnej mgieł już nie było. Za to były, a jakże, widoki. Ponieważ po zejściu do schroniska nad Popradzkim Jeziorem mieliśmy nieco czasu, postanowiliśmy przejść się dookoła i zwiedzić również symboliczny cmentarz ofiar Tatr.
Późnym popołudniem zeszliśmy do Szczyrbskiego Jeziora, gdzie wszamaliśmy pyszny obiad w fajnej knajpce nieco na uboczu. Widoki w samym mieście rewelacyjne.
Na zakupy pojechaliśmy do Starego Smokowca, bo tu nie znaleźliśmy większego sklepu.
A na koniec, ostatniego dnia, udaliśmy się na szlak szczekających psów. Czyli staraliśmy się zdobyć Gubałówkę żółtym szlakiem. Łatwiej chyba było przejść Orlą, niż trzymać się szlaku tutaj, bo on z dziką namiętnością przechodził przez podwórka pełne szczekających psów. Zdeterminowani doszliśmy. Gubałówki nie lubię, bo to takie Krupówki, tylko wyżej, ale widoki chociaż są. Aha i jeszcze jedno. Człowiek 2 tygodnie dyma po szczytach, a tu go permanentnie inwigilują. Lornetkę postawili i tabliczką ją okrasili, a na tabliczce: "Zobacz ludzi w górach".
0 komentarze:
Prześlij komentarz