31 sie 2011

Tatry, lato 2011 cz.1 - czyli pierwszy tydzień
na wysokościach i kamzik

Jak tylko zaczęliśmy rozmawiać o wakacyjnym urlopie, padło słowo Tatry i tak zostało. I jak dotąd dla mnie to była najfajniejszy i najbardziej niezapomniany wypad tamże. Bo razem, bo siły i pogoda dopisały, bo widoki były magiczne i jeszcze raz bo razem. Na naszej kwaterze do tego była fajna promocja - 25 zł za osobodzień w pokoju z łazienką.

Dalsza część dla osób o mocnych nerwach, bo widoki, jak w mordę strzelił.





Na rozgrzewkę poszła Kościeliska i Ornak. Kościeliskiej nie lubimy z racji tłumów i wycieczek. Jednak tym razem trochę zyskała w naszych sercach za widok na trzecim zdjęciu poniżej. Na pierwszym zdjęciu nasze buty obserwują Kończysty, a w tle Grześ, Rakoń, Wołowiec. Na drugiej focie dumnie prezentuje się Starorobociański - jeden z ulubieńszych szczytów Grzecha w tej części Tatr.




Potem Dolina Roztoki, Szpilglasowy, Wrota Chałubińskiego i powrót asfaltem z MOka. Jest to rewelacyjny szlak przy dobrych warunkach. Rozciągają się z niego piękne widoki. Szczególnie przy zejściu ze Szpilglasu (trzecie zdjęcie poniżej) można zobaczyć Mnicha od nietypowej strony. Tu też na najdalszym planie prezentują się Rysy z przyległościami. 






Na trzeci dzień rozkminiliśmy Kościelca, co okazało się szybkim i fajnym treningiem przed Orlą. I Kościak zyskał zaszczytny tytuł szczytu, na który zawsze chętnie wrócimy i jednego z naszych najulubieńszych tatrzańskich szlaków. 



Potem pogoda zrobiła nam psikusa, więc rano wyszliśmy jedynie na Kalatówki, stamtąd Ścieżką nad Reglami do Sarnich Skałek (w rejonie Kalatówek był to nawet fajny nieuczęszczany szlak) i powrót Strążyską. Wieczorem skoczyliśmy na Nosal i jak schodziliśmy Olczyską złapała nas burza w wersji extreme. Kioski na szczęście były jeszcze otwarte, więc kopiłem Wyborczą. Do butów.


Następny dzień znów miał być lajtowy, a wyszło jak wyszło - wydeptaliśmy najdłuższą trasę tego wypadu. Na początek Chochołowska, na której cierpię, bo jej nie lubię. Ale co by cierpienia było mniej i wkładki lepiej wyschły, wypożyczyliśmy rowery i to był pomysł klasy bingo! Zdobyliśmy Bystrą, Starorobociański, Kończysty i Trzydniowiański. Na Bystrej udało się spotkać kamzika (tak tak, to kozica, ale Słowacy wołają na nią fajniej)





Na trasę relaksacyjną wybraliśmy Słowacką dolinę Jaworową i Dolinę Zadnich Koperszadów. Byliśmy przemiłe zaskoczeni. Fajna trasa z rewelacyjną ścieżką dydaktyczną i pięknymi widokami. Idzie się łatwo, więc mogą się na nią wybrać i najmłodsi, i ci młodzi duchem, choć doświadczeni wiekiem. Do tego było co oglądać u góry. Można tam natrafić na "nietypowe niedźwiadki" ;) -  nie będziemy zdradzać szczegółów, trzeba przekonać się samemu ;)







A w następnej relacji 2 dni na Orlej, Czerwone i Rysy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz