Troki odwiedziliśmy przy okazji wyjazdu do Rygi, z którego pisaliśmy już relację na żywo. Wypad do Trok był decyzją bardzo spontaniczną - po prostu zamiast drugi raz biegać po Wilnie, postanowiliśmy zwiedzić coś nowego - nie umniejszając stolicy Litwy, która sama w sobie jest urzekająca. Wypad się udał i mimo, że Troki są małą miejscowością, to oferują dużo wrażeń, o czym w dalszej części posta.
Zwykle, w artykułach o Trokach można przeczytać jedynie o zamku na wodzie. My jadąc tam, myśleliśmy, że jedynie ten zamek obejrzymy. Na miejscu okazało się, że atrakcji jest tu więcej i co najciekawsze - atrakcje te dozowane są tak, by odpowiednio budować napięcie.
Z Wilna do Trok kursują autobusy z głównego dworca autobusowego. Bilet jest stosunkowo niedrogi, a droga niedługa.
Po drodze z dworca autobusowego na zamek spotkamy informację turystyczną, gdzie warto wpaść i zaopatrzyć się w plan miasta. Trochę krucho jest tu z bankomatami. Znaleźliśmy jeden i do tego nieczynny.
Na pierwszy rzut trafia nam się kościół pw. Najświętszej Maryi Panny z początku XV wieku. W środku znajduje się obraz, przed którym modlili się ci mali i ci ważniejsi, jak Stefan Czarnecki, król Jan Kazimierz i Jan III Sobieski. Z tym miejscem wiąże się jeszcze jedna historia. W 1604 r. na Litwie panowała zaraza i zagrażał głód. Obecny biskup wileński zorganizował pielgrzymkę z Wilna do Trok. Zaraza od tego czasu zaczęła ustępować.
Niedaleko znajduje się cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy. Niestety nie dane nam było jej zwiedzić, bo była w remoncie.
Zajrzyjmy teraz do zamku, ale nie tego, z którego Troki są znane. Zajrzyjmy do starszego - zamku na półwyspie.
Zamek został zbudowany przez Wielkiego Księcia Kiejstuta w XIV wieku. Ok. 100 lat później zostaje zbudowany ten bardziej znany - zamek na wyspie. Od tego czasu ten zaczyna podupadać, a Rosjanie w 1655 r. dobijają go. Dziś można tam odnaleźć stare mury, wieże, kilka maszyn oblężniczych i spokój :)
Przy zamku znajduje się niegdysiejszy klasztor dominikański. Dziś w jego murach jest muzeum.
Idziemy dalej główną ulicą. Po drodze mijamy kapliczkę św. Jana Nepomucena (XVII w.). Za nią czai się bajkowy niebieski budynek - dawniej radziecki urząd pocztowy.
Dalej robi się dużo ciekawiej. Ulicą idzie się przyjemniej, bo ozdabiają ją urocze domki karaimskie. Jak chcemy poznać nieco kultury tej grupy etnicznej to Troki są miejscem idealnym. Karaimów sprowadził tu z Krymu Wielki Książe Witold, jako swoich wojskowych. Etnicznie wywodzą się oni od Turków, posługują się własnym językiem i mają własną religię. W Trokach o obecności Karaimów świadczą charakterystyczne drewniane kolorowe domki wzdłuż głównej ulicy. Postawione są one szczytem do ulicy, a na ścianie szczytowej znajdują się trzy okna - jedno dla Boga, drugie dla Witolda, trzecie dla domowników.
Religia karaimska wyłoniła się w VII-VIII wieku z Judaizmu. Karaimowie spotykają się w kienesach. Jedna z nich znajduje się w Trokach.
Można tu też zajrzeć do muzeum historii i kultury Karaimów. Muzeum składa się z trzech pokoi, w których w gablotach siedzą pamiątki historyczne, stroje karaimskie oraz dokumenty w mało zrozumiałych językach. Wnikliwe oko znajdzie tu także rzeczy w języku polskim i o Polakach. Sami oceńcie, czy warto. My uważamy, ze muzeum można pominąć, ale słyszeliśmy opinie, że jest to ważny punkt do odwiedzenia. Kultury karaimskiej można skosztować tu dosłownie jeszcze na jeden sposób - w tutejszych karczmach :)
Po tylu wrażeniach docieramy do celu, czyli zamku na wyspie. Został on wybudowany na przełomie XIV i XV wieku przez Kiejstuta, a potem Witolda, któremu w tymże zamku się umarło. Zamek po bitwie pod Grunwaldem zaczął tracić na znaczeniu. Pełnił rolę letniej rezydencji ostatnich polskich królów z dynastii Jagiellonów, więzienia, a w końcu został zrujnowany przez Rosjan. Zrekonstruowano go w XX wieku i w takim stanie można go zwiedzać. W środku znajduje się kilka wystaw rycin, naczyń i chyba strojów.
Tuż przed naszym przybyciem odbywało się tam coś a'la Castle Party, więc dziedziniec był udekorowany żelastwem scenicznym, confetti i śmietnikami.
Zamek, jako budowla jest bardzo ciekawy i fajnie się go obchodzi wzdłuż, wszerz i wgłąb. Wystawy widywaliśmy lepsze. Jedynie zaciekawiły nas stare ryciny planów polskich miast, ale nie aż tak, żeby buty spadały.
W Trokach byliśmy w sobotę i trafiliśmy tam na istny wysyp par młodych, które robiły tu sobie sesje plenerowe. Wyglądało też, że jest to również miejsce wieczorów panieńskich i kawalerskich. Całość wyglądała dla nas nieco komicznie.
Buszując dookoła zamku można dojrzeć jeszcze w oddali neorenesansowy pałac na Zatroczu z XIX wieku. Pałac jak widać jest trochę daleko, na dodatek w dotarciu odrobinę przeszkadza woda. Dlatego odpuściliśmy go sobie.
Z zamku na dworzec autobusowy można wrócić tą samą główną ulicą, albo ciekawszym szlakiem rowerowym wzdłuż wybrzeża. Nam trafił się ciekawy obrazek swoistego sposoby wyprowadzania psa :)
Na zwiedzanie Trok spokojnie powinien wystarczyć niecały dzień. Zatem jest to fajna propozycja na przystanek po drodze do Wilna, albo na szybką wycieczkę ze stolicy Litwy. Jak ktoś lubi zamki lub stare klimatyczne miasteczka to znajdzie tu coś dla siebie. Pozostali mogą sobie machnąć tu kiczowaty plener ślubny :).
0 komentarze:
Prześlij komentarz