1 wrz 2019

Tylicz, Jastrzębnik, Piwniczna Zdrój i Rytro - co można zobaczyć podczas Festiwalu Biegowego

Coś nas kusiło, by zadziornie zatytułować ten artykuł: "Sami nie wiecie, którędy biegniecie", ponieważ przez te cztery miejscowości prowadzą trasy kilku festiwalowych biegów. Nie wszystko da się zobaczyć podczas zawodów, więc może też niezłym pomysłem będzie odwiedzenie któregoś z tych miejsc po biegach. Zapraszamy do lektury dalszej części posta. 
 

Tylicz
Przez Tylicz przebiega trasa maratonu, półmaratonu i piętnastki. Podczas jednej z wcześniejszych edycji Festiwalu to jego obraliśmy za bazę noclegowo - wypadową. Wrażenia: malutki, mniej atrakcyjny niż Krynica, ale wtedy jeszcze dla nas był ciekawy, bo nieznany. W Krynicy mieszkaliśmy podczas poprzednich edycji Festiwalu, a te 6 km, które dzieliło nas od centrum biegowego wydawało się nie być przeszkodą.

Przy rynku w Tyliczu stoi drewniany kościół parafialny z 1612 r. Obok niego zbudowano "nowszą" wersję. Podczas naszego pobytu to w niej odprawiała się msza św. z odsłonięciem obrazu Matki Boskiej Tylickiej. A w starym kościółku, no cóż... przy ołtarzu kramik z chińskimi aniołkami.






Koło kościoła jest jeszcze golgota z wieżą widokową.













W Tyliczu znajduje się także drewniana cerkiew greckokatolicka z XVIII w., pod wezwaniem św. Kosmy i Damiana. Niestety obejrzeliśmy ją jedynie z zewnątrz. Tak jak większość cerkwi na szlaku architektury drewnianej otwarta jest tylko w określonych godzinach.


Z Tylicza prowadzi czarny szlak na Huzary (864 m n. p. m.). Zgadnijcie czy nim poszliśmy ;) W większości szlak idzie lasem, ale możemy liczyć na widoki. Hmm...tylko nie na samym szczycie, bo ten jest w lesie, ale na początkowym odcinku szlaku. Po drodze, w lesie ciekawostka: pozostałości okopów Konfederacji Barskiej. Huzary dawniej nazywały się Czerteż, ale po potyczkach konfederatów ostała się nowa nazwa.








Jastrzębnik

Po drodze zatrzymujemy się by obejrzeć jeszcze jedną drewnianą perełkę - cerkiew greckokatolicka w Jastrzębniku z XIX w. Obecnie jest to kościół rzymskokatolicki.


Hiciorem okolic Muszyny są MOFETY.





W rejonie Muszyny znane są dwa miejsca z mofetami.

Jest to największa mofeta w Polsce. Odkrył ją w latach 30-stych XX w profesor H. Świdziński. Mofeta to najprościej mówiąc "bulgoczące źródełka". Za bąbelki odpowiada dwutlenek węgla wypływający za szczelin ziemi. Źródełka syczą i bulgoczą. Dlatego jedno z nich to Bulgotka, inne nazywa się Dychawką - słychać w niej „oddech” ziemi, bo tu dwutlenek węgla nie ma otoczenia wody. Za to w okolicy mofety można  spotkać martwe owady, które przydusiły się nadmiarem CO2.

Bulgoczące źródełka mają kolor pomarańczowy, ponieważ wypływają ze szczaw o dużej zawartości związków żelaza. Taki osad nazywają tu "rudawką".

Piwniczna Zdrój
W Piwnicznej parkujemy przy niewielkim kwadratowym rynku. Na środku, którego stoi studnia ze św. Florianem. Oko przykuwa ratusz, który pełnił kiedyś funkcję warowni.



Kierujemy się ku rzece, w stronę pijalni wód. Mijamy drewniany dworzec kolejowy z muru pruskiego z początku XX wieku.



Po drodze fajne widoki na Poprad i beskidzkie szczyty.





Malowniczy budynek pijalni.




Wody Piwniczanki można napić się także "pod chmurką". Niedaleko pijalni jest ujęcie wody. W jego okolicy stoją takie duże szachy - szkoda, że są nie do ruszenia. A sama woda, hmmm...chyba trzeba być smakoszem ;) Czuć, że dużo w niej minerałów ;) tych jajkowych.

Rytro
Do tej pory Rytro kojarzyło się nam z biegami. Okazało się, że warto przystanąć tam, by zobaczyć także ruiny średniowiecznego zamku. Na prawym brzegu Popradu, na wzgórzu góruje dobrze zachowana wieża zamkowa oraz część murów obronnych. Poza tym warto tu się wspiąć dla ładnego widoku całej okolicy. Żeby zdobyć zamek trzeba iść ostro pod górę, ale nie zajmuje to dużo czasu. My ze Szkrabem w nosidełku daliśmy radę ;)











0 komentarze:

Prześlij komentarz