Jeżeli miałbym wybrać jedno jedyne miasto, z tych przeze mnie odwiedzonych, do którego mógłbym powrócić i zobaczyć je jeszcze raz, wybrałbym zdecydowanie Seul. Za strumień, żurawia, więzienie i pomnik. Aha i za zupę, no i te wszystkie chwile wzruszeń i zaskoczeń, o których - w dalszej części posta.
O strumieniu i drodze
W samym środku miasta płynie sobie strumień. Dziwne? Pewnie nie. To wyobraźcie sobie strumień, nad którym kobiety robią pranie.
Pojawia się miasto - rozrastające się, agresywne. Nad strumieniem powstaje droga, a sam strumień zaczyna umierać.
Ludzie spostrzegli, jaką krzywdę wyrządzili naturze i postanowili tą krzywdę naprawić. Zburzyli drogę i odbudowali strumień.
To strumień Cheonggyecheon - stale bijące serce tego miasta. Tak inne od reszty zabieganego Seulu, tak bardzo mu potrzebne.
Na samym końcu strumienia znajduje się Bagno Willowa. Na nim posępnie stoją betonowe słupy - smutna pozostałość po drodze. Świadkowie czasu, gdy człowiek się opamiętał.
O braterskim uścisku
Ostatnio w mediach głośno o konflikcie na Półwyspie Koreańskim. Za każdym razem, jak słyszę jakieś wiadomości stamtąd wracam myślą do jednego miejsca, do pomnika wojny - War Memorial. Dwóch braci trwa w uścisku, a ponad nimi rozrywa się ziemia. Na północ i na południe. A z każdej strony wyłaniają się żołnierze.
Pomnik stoi tuż przy muzeum wojny, gdzie na zewnątrz stoją czołgi i samoloty gotowe do zwiedzenia - nawet w nocy, a przynajmniej w nocy nikt nas stamtąd nie przeganiał. Niedaleko znajduje się dzielnica międzynarodowa - Itaewon, czyli miejsce pełne turystów, amerykańskich żołnierzy i knajpek serwujących światowe żarcie. Można się przejść, zobaczyć co to i szybko wrócić do pałaców :). Aha mieści się tu też patrolowane przez Amerykanów wzgórze hmm... czerwonych latarni.
Autobusosuki
Sorka za wyrażenie powyżej (jeżeli kogoś uraziło), ale pierwszą rzeczą, którą zauważyłem w Seulu i obrazkiem, który towarzyszył mi ciągle były szwadrony policji na każdym rogu i towarzyszące im autobusy do zgarniania grzecznych inaczej. Wyglądało to ciekawie, przesadnie i lekko dramatycznie, bo te szwadrony policji okazywały się bardzo młodymi chłopakami.
Podobno tak było dlatego, bo zapowiadano jakieś demonstracje. Myk w tym, że chłopaki stali dzień w dzień przez cały tydzień.
Kolejny obrazek, którego nie zapomnę. Idziemy sobie jakby nigdy nic po mieście i natrafiamy na park, a w nim tłum ludzi starych i ubogich, może bezdomnych.
Z boombox'ów leciała muzyka, tu i ówdzie podawano kaszankę na gorąco serwowaną w woreczku foliowym z wetkniętym weń widelcem, napoje jakieś też były. Tłum natomiast żył własnym życiem. przechadzał się, rozmawiał, tańczył. Z tłumu tętniła wolność i radość
Kramik kramika kramikiem pogania
W Seulu kramiki są wszędzie, a taki kramik to ciekawa instytucja. Każdy jest monotematyczny. W jednym są same sznurki, w drugim są same paski. Co więcej - każdy kramik jest zaopatrzony po brzegi.
Miasto, które nie dorosło
Czasem ma się wrażenie spacerując po Seulu, że coś z tym miastem jest nie tak, że urosło za szybko i przez to koszmarnie nierównomiernie. Strzelisty biurowiec stoi tu czasem pomiędzy marnymi małymi budyneczkami. Główna siedziba światowego potentata w produkcji podzespołów elektronicznych to cztery pokoje na czwartym piętrze w takim sobie budynku. Takich zgrzytających chwil było kilka. Tu - w ścisłym, centrum miasta, nieopodal Pałacu Narodowego w małej uliczce kable sobie szaleją, że hej! :).
Wypatrując żurawia
Żuraw zagnieździł się na drzewie w parku. Jedna kobieta od tygodnia na każdej swojej przerwie przychodziła w to miejsce i podziwiała ten widok: park, jezioro i żuraw w oddali.
Więzienie japońskie (Seodaemun Prison)
Wysoki betonowy mur skrywa ponurą historię. Za nim znajduje się kilka posępnych baraków - świadków okrucieństwa wrogiego okupanta. Baraki do złudzenia przypominają te w niemieckich obozach na terenie naszego kraju. W budynkach nie można robić zdjęć. Stoją za to automaty, gdzie po włożeniu ręki można poczuć na własnej skórze wyrywanie paznokci, przypalanie papierosem i wyłamywanie palców.
A na koniec bardziej pozytywny akcent. Tutaj każdy może poczuć co to znaczy siedzieć na forsie :)
To nie koniec rzeczy, którymi Seul zadziwia. Najwięcej momentów zaskoczenia mamy, jak chcemy coś wszamać. O Seulu od talerza strony w następnej (już niestety ostatniej) odsłonie, która ukarze się za dwa tygodnie.
Dobry artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń