Annika ostatnio przeczytała w książce Darka Sidora, że "Na początku biega się dla zdrowia i przyjemności, a potem dla przyjemności i lepszego wyniku. Cóż, rywalizacja wciąga." I coś w tym jest, bo wiele radości sprawia nam każdy bieg, gdzie wynik choć trochę cieszy. I tak było tym razem. Fajny bieg, dużo znajomych i wyniki dające człowiekowi to "coś". O tym wszystkim w dalszej części.
Zdjęcie w nagłówku - Paulina Pęczek.
Do Krzepic pojechaliśmy ze znajomymi od Grzecha z pracy - z Anią i Mirkiem. Droga minęła raźnie, a to był tylko początek, bo na miejscu, w Krzepicach, spotkaliśmy masę naszych serdecznych znajomych z Zabieganych i nie tylko. Więc rozgrzewka minęła nam bardzo przyjemnie.
Start znajdował się na krzepickim stadionie. Początek trasy to jedno okrążenie stadionu, a następnie czterokilometrowa pętelka po samych Krzepicach. Pomiędzy czwartym, a piątym kilometrem czekała nas kolejna rundka po (trawiastym i nierównym, ale pełnym kibiców, w tym wielu "światowej sławy" ;) ) stadionie. Kolejne 2,5 kilometra to w miarę prosta, lekko pomarszczona trasa w kierunku Panek zakończona nawrotem, czyli te 2,5 kilometra trzeba było pokonać jeszcze raz w przeciwnym kierunku (chyba nieco bardziej z górki). Tym razem nie kibicowała nam krowa, ale bociek przyglądający się w zadumie ze swego bocianiego gniazda. Ciekawe co sobie myślał widząc tyle różnobarwnych migających punkcików na trasie poniżej jego domostwa ;). Meta znajdowała się na stadionie. Trasa była bardzo przyjemna i szybka. Pogoda też się udała. Nie było za ciepło, a lekki deszcz pojawił się dopiero na mecie.
Grzechu: Na starcie z Jaqiem po cichu planowaliśmy pobić 42
minuty - zobaczymy jak to się uda. Wystartowaliśmy na stadionie w
Krzepicach. Zacząłem dość agresywnym tempem (przez 2 pierwsze kilometry:
4:03 min/km, potem ok 4:15). Cały czas biegło mi się nawet przyjemnie. Jaq mnie doścignął raz na 7-dmym km, a potem na 9-tym, odtąd już trzymałem się mając go z przodu, co nieźle wpłynęło na wynik. Na mecie miałem czas 41:59, czyli o błysk ciupagi 42 minuty pobite. Może jest to czas rzędu tych, jakie udało się wybiegać dwa lata temu, ale jest to najlepszy czas na dychę z tego i poprzedniego sezonu, co pokazuje, że forma powoli wraca i daje nadzieje na fajne wyniki jeszcze.
Annika: I ja wyprułam na stracie. Choć rundka na stadionie i zakrętasy na krzepickich uliczkach skutecznie stopowały. Gdzieś w okolicach 3 km dobiegła do mnie Ola z Zabieganych i pan Janek, z którym ścigamy się od tamtego roku na biegach. Oboje mnie wyprzedzili, ale nie na tyle by nie mieć ich w zasięgu wzroku i "buta". Na agrafce tradycyjnie dopingowałam tych wszystkich, których dostrzegłam. Najgłośniej i najlepiej wiadomo kogo;) Na ostatniej prostej udało mi się wyprzedzić Olę, choć podrywając nogi do finiszu nie wiedziałam czy dam radę. Pana Janka nie udało mi się już dogonić. Mimo tego rezultat cieszy. Z biegu na bieg czasy coraz lepsze, tu udało się zejść poniżej 50 minut :)
Na mecie w pakiecie każdy dostawał medal, wodę, koszulkę i makaron. Potem można było w ramach posiłku regeneracyjnego wszamać fajny makaron z sosem i napić się piwa lub innego napoju. Co niektórzy załapali się także na repetę;) Fajnie, bo to wszystko przy relatywnie niskim wpisowym (15 zł).
Całość nieco popsuło bardzo długie oczekiwanie na dekorację zwycięzców, co w deszczu czuło się tym bardziej. Na podium z Zabieganych stanął Mirek Suk, a ze znajomych Ewa Brych Pająk i Mariusz Ściebura. Ogólnie bieg oceniamy pozytywnie, głównie za przyjemną i szybką trasę. Dlatego na pewno wejdzie on na stałe do naszego kalendarza imprez Biegowych.
Myślami i przygotowaniami jesteśmy już nieco w Toskanii. Planujemy co zwiedzić i dopinamy już wszystko na ostatni guzik. Zdjęcia pewnie dorzucimy jeszcze w poniedziałek wieczorem.
Wiele zdjęć Paulina udostępniła na swojej picasie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz