19 lut 2012

Wilno cz. 2 - czyli Wilno nocą, na talerzu i w plecaku


Oto druga część relacji z naszej weekendowej wyprawy do Wilna. Na drugą część dnia zostawiliśmy sobie kościoły i miejsca, o których musieliśmy nieco pogrzebać, żeby się o nich dowiedzieć, a w których jest zaklęte to "coś". Gdy się ściemniło, zrobiliśmy sobie nocny spacer po starówce i rzuciliśmy okiem na panoramę Wilna o tej porze. Co nieco poszamaliśmy i pokupowaliśmy. O tym wszystkim w dalszej części.

Ci, których ominęła część 1, znajdą ją tutaj.

Zwiedzania c.d.
Na początek kościół św. Katarzyny i to, co dookoła niego. A w pobliżu stoi Moniuszko, a nieopodal niego - płytka chodnikowa o kształcie dwóch połówek jabłka - taki ładny symbol miłości.



Na starym mieście każda uliczka, czy podwórko kryją w sobie czar. Czasem warto się rozejrzeć:


A teraz będzie ckliwie i romantycznie. W książce "Obietnica poranka" Romain Gary opisał, jak to jako mały chłopiec zakochał się w pewnej Walentynie. Żeby zwrócić jej uwagę stał tak pod jej domem i nie, nie śpiewał serenad. Kroił i szamał kalosza ot tak. Na cześć pisarza powstał pomnik owego chłopca z owym kaloszem.


Wileńskie jajo:


Na 18:00 podeszliśmy pod pałac prezydencki zobaczyć zmianę warty, ale jakoś nie było ani warty ani zmiany, ale pałac na szczęście jakoś stał dalej.


Aha, ponoć w soboty można się załapać na zwiedzanie pałacu, ale trzeba się wcześniej umówić.

Gdy się ściemniło, wybraliśmy się na kolejny spacer pt. "Wilno Nocą". Warto się tak przejść o tej porze, bo naprawdę jest pięknie. Szczególnie późną jesienią, gdy są rozwieszone dekoracje świąteczne. Poniżej widok z wieży Giedymina:

Ostra Brama:

Ulica Giedymina

Aniołek na rolkach na jednym z kiosków:


Kościół św. Anny

Wieczorem przeszliśmy się jeszcze ulicą Dominikańską, gdzie zajrzeliśmy do kościoła Świętego Ducha i kościoła Trójcy Świętej. Na tej ulicy znajduje się też fajny (ale perfidnie nieoświetlony) pomnik latarnika.

Jedzenie
Obiad zjedliśmy w Forto Dvaras. Jest to sieciówka, ale mimo to, jest tam smacznie, klimatycznie i przyjemnie, a ceny i porcje są rozsądne. Lokal mieści się między innymi naprzeciwko uniwersytetu. Na pierwszy rzut poszły pyszne cepeliny nadziewane mięsem i polane śmietaną ze skwarkami. Do tego zamówiliśmy pyszny kwas chlebowy.


Na kolację zjedliśmy smażone kołduny z mięsem i piwo pszeniczne również w Forto Dvaras.


Zakupy
Przed wyjazdem poszliśmy jeszcze na zakupy. Kupiliśmy podsuszane (chyba) sery twarogowe z kminkiem (takie w kształcie klina, są też wersje z innymi przyprawami) - pyszne. Do tego w lodówkach z nabiałem były takie batony serowe w czekoladzie o różnych smakach - też nie wypada nie spróbować. Miejscowi zachwalali piwo Svyturys, kupiliśmy i się sprawdziło. Z tego, co czytałem, warto przywieźć ze sobą jeszcze czarny litewski chleb i sękacze. Zakupy robiliśmy w sieci Maxima. Ceny trzymają rozsądny poziom.

Powrót
Z Litwy wracaliśmy Simple Expresem, gdzie na tyle oboje mogliśmy się spokojnie porozkładać i przekimać. W Warszawie mieliśmy sporo czasu do odjazdu Polskiego Busa, więc poszliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego (oj jak warto!), na starówkę i na jedzenie do Złotych Tarasów. Tam nieoczekiwanie spotkałem rewelacyjną kumpelę z liceum (Pozdro Moozg!) - widać świat jest mały :). Polski Bus w niedzielę wieczorem pękał w szwach. Mimo to trafiały się baby (sorry, ale nie wiem jak inaczej proceder określić), którym siatki musiały usiąść. My na szczęście dzięki Ani trafiliśmy na genialne miejsca, ale widzieliśmy sceny niemalże dantejskie. Co do samego przewoźnika - podróż w komfortowych warunkach niskim kosztem, o ile się dobrze upoluje.

Ci, których ominęła część 1, znajdą ją tutaj. Opisaliśmy tam najciekawsze miejsca do zwiedzenia.

1 komentarze: