18 kwi 2016

Na Przijmo bez Gaszowice i okolice - czyli piękne zakątki Śląska z mapą.

To będzie zarazem relacja z zawodów i mini przewodnik po okolicy. Mijaliśmy tak ciekawe miejsca, że aż nie sposób było nie poszukać o nich informacji i czegoś nie napisać. W dalszej części posta również opisy punktów kontrolnych, zadań, kilka wspomnień i to... że nie trampki zdobią biegacza :).


 



Na Przijmo bez Gaszowice i okolice można było startować na trasie na 15 km i 40 km oraz krótkiej trasie rodzinnej. Zapisaliśmy się asekuracyjnie na ten pierwszy dystans, ale po cichu każde z nas myślało, czy może by tak w biurze zawodów nie przepisać się na dłuższą trasę. Ostatecznie plany pogrzebał fakt z fotki poniżej:


Grzechu zapomniał spakować butów biegowych, no i kompasu, ale kompas przy braku butów to przysłowiowy pikuś. Śmialiśmy się, że jak ktoś będzie krzywo patrzył, to Annika pogrozi palcem i rzeknie: "Nigdy nie lekceważ gościa w trampkach" :P.

W biurze zawodów meldujemy się wcześnie, więc mamy chwilę czasu na poszwendanie się po okolicy. Od razu rzucają nam się w oczy dwie rzeczy: że ludzie tu dbają, by było schludnie i ładnie i że płasko to tutaj nie będzie.



Tuż przed startem dostajemy mapy. Są one bardzo dokładne, więc brak kompasu przestaje boleć. Do zdobycia będzie 5 punktów kontrolnych. Aha, sam środek mapy został obrócony o 180 stopni.

Annika proponuje, by zacząć od PK J, potem L, G, H F, K. Chce w ten sposób rozłożyć równomiernie krótsze i dłuższe odcinki. Grzechowi się to bardzo podoba, bo biegnąc w tej kolejności, możemy wykorzystać sporo dróg i ścieżek idących pod skosem, na skróty.


Po chwili startujemy. Do PK J dobiegamy jako pierwsi. Znajduje się tam perforator pod wiaduktem kolejowym. Ruszamy dalej.

PK L to zadanie specjalne. Kojarzycie takie metalowe łamigłówki, gdzie trzeba rozłączyć kilka elementów najlepiej nie używając siły? Takie właśnie mieliśmy zadanie. Na szczęście, jeżeli nie udało się go wykonać przed wyznaczonym czasem, sędziowie puszczali dalej :).


Jak wybiegamy z PK L, to pierwszy raz naszym oczom ukazuje się Ona. Majestatyczna hałda o piramidalnym kształcie. Szarlota, bo tak jej na imię, śledziła nas przez dalszą drogę. W sumie to ona mogła być naszym kompasem ;). Przy pierwszym spotkaniu bardzo nam się spodobała. Tak więc z wdzięczności do Szarloty poświęcimy jej słów kilka.


Jest to największa hałda nasypowa w Europie. Ma ładny piramidalny (tudzież stożkowy) kształt, a do piramidy Cheopsa brakuje jej raptem 13 metrów. Szarlota daleko roztacza swoje wpływy, bo widać ją z Czech i z Opolszczyzny. W Rydułtowach ktoś parę lat temu wpadł na pomysł, by tą nomen omen górę odpadów przekuć na chlubę miasta. Ogłoszono konkurs na nazwę (wygrała Szarlota - od okolicznej kopalni Charlotte), wypromowano i ułożono napis na zboczu - jak w Hollywood. Cóż należało jej się, bo Szarlota (przynajmniej podziwiana od strony Gaszowic) ma coś w sobie.

Kolejny punkt kontrolny to punkt G. Z opisu wynika, że znajdziemy go gdzieś przy strumyku. Nasza trasa do punktu z każdym krokiem robi się coraz ładniejsza - tak pofalowana, pozakręcana, a dookoła pola, łąki i święty spokój.



A Szarlota sledzi...



Dobiegamy do PK G. Trochę buszujemy przy strumyku, aż znajdujemy perforator. Po drugiej stronie ulicy ukazuje nam się szyb Cecylia (Tzilia) - jeden z ładniejszych górniczych widoków. Obiekt jest malowniczo położony pośród pól i już na pierwszy rzut oka wygląda na wiekowy. Uroku niewątpliwie dodaje mu wieża wyciągowa z 1896 roku z daszkiem. Daszek tu to taka wisienka na torcie, wszak mało daszków na wieżach takich sobie siedzi. Rzucają się w oczy też pozostałe budynki z 1910 i 1920 roku zbudowane z cegły z ogromnymi urokliwymi oknami. Obecnie znajduje się tu zakład stolarski. Widać, że właściciel dba o obiekt, więc jest szansa, że jeszcze długo będzie cieszyć oko.


Lecimy teraz do PK F. Znowu jest sielsko, kręto i pagórkowato. Gdzieniegdzie wynurzy się kolejna wieża z jakiegoś szybu pośród pól.


PK F to park przy zameczku - dawnym dworze o zakręconej historii. Obecnie mieści się tu ośrodek kultury, ale w przeszłości, to i zakłady mięsne działały. Za zadanie mamy odnaleźć na tablicach w parku datę śmierci ostatniego zarządcy dworu.


Teraz czeka nas już z grubsza powrót do mety. Po drodze zahaczymy tylko o punkt K. W Łukowie Śląskim na skrzyżowaniu mijamy ciuchcię wąskotorową.


PK K mieści się nad stawem. Widzimy go z ulicy i coś nas podkusiło, by na skróty do niego dobić. Teren okazał się podmokły, bardzo podmokły. Straciliśmy dużo czasu na przedzieranie się przez trzciny, a Grzechu stracił nieco krwi, bo coś mu pocięło kolano. Na szczęście udaje nam się dotrzeć do punktu. Za zadanie specjalne mamy przebiec się z kubkiem wody dookoła stawu. Do mety lecimy już grzecznie asfaltem.

Na samym końcu dowiadujemy się o jeszcze jednym zadaniu specjalnym - musimy pokonać mini tor przeszkód na boisko szkolnym nieopodal. To jeden z punktów trasy rodzinnej.


Na mecie spotykamy Bartessa z córką Kingą. Bartess organizuje fajne imprezy w Czechowicach Dziedzicach, a tutaj startował na trasie rodzinnej. Szamamy pyszną grochówkę - nie dość, że jak u mamy, to jeszcze nalana od serca. Dla dzieciaków z trasy rodzinnej była wata cukrowa i inne atrakcje.

W oczekiwaniu na wyniki jeszcze raz ruszamy na spacer, by zobaczyć, jakie zadania były na trasie rodzinnej. Tym sposobem docieramy do sympatycznej ekipy strażaków z OSP Gaszowice. Akurat stanowiska do zadania były wolne, to nieco polaliśmy wody :).


Nadszedł czas na dekoracje i losowanie. Udało nam się wygrać w kategorii MIX na trasie 15 km. W losowaniu organizatorzy zadbali, by nikt nie odszedł z pustymi rękami, szczególnie dzieci. Dla nich to przecież podwójna radocha :).

Dla nas ten rajd był świetną przygodą wśród przesympatycznych ludzi. Odkryliśmy nieco Śląska od tej ładniejszej strony i bardzo dobrze się bawiliśmy.

Jak kiedyś obije Wam się o uszy impreza "Na przijmo bez (tu wstawiamy nazwę miejscowości)", to wbijajcie bez wahania. My już dwie takie zaliczyliśmy i z obu wracaliśmy zadowoleni.

4 komentarze:

  1. Pochwalcie się co tam wpadło za lokate :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Puchar, medal i satysfakcja ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie biegi na orientację, nie dość, że mamy okazję poznać fajną okolicę, poruszać się trochę oraz pobawić w fajnym gronie.

    OdpowiedzUsuń