Jako drużyna Zabiegani/Potuptani zajęliśmy 5 miejsce w kategorii MIX na 57 zespołów. Do tego przeżyliśmy niesamowitą przygodę. Biegaliśmy, pływaliśmy, główkowaliśmy i bawiliśmy się na linach. W dalszej części posta relacja z miejskiej dżungli, radość biegania z mapą i spowiedź z grzechów kardynalnych, czyli co zrobić, aby następnym razem było lepiej.
Start i meta rajdu znajdowała się na Wydziale Fizyki UŚu. Przed startem otrzymaliśmy mapkę Katowic z zaznaczonymi punktami do zaliczenia. Na niektórych było napisane jakie zadanie specjalne trzeba będzie wykonać - pozostałe były niespodzianką.
Przed startem pojawiły się na naszej drodze nieprzewidziane trudności. Nasz plecak na rajd okazał się niedostępny, a z nim izotoniki, kąpielówki, czepek i okulary do pływania. Ostały się batony (w ilości dwa) i bokserki na zmianę (sztuk: jedna;). Co gorsza, nie mieliśmy czasu na dokładne przestudiowanie mapy i w sumie wystartowaliśmy z marszu.
Wniosek 1: Zapoznać się z mapą przed startem, nawet narysować sobie trasę, nanieść uwagi na mapę.
Zdjęcie pochodzi ze strony organizatora: http://www.rajd.garuda.org.pl/new-page.html |
Jeszcze wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy co tak naprawdę nas czeka, że
rozpoczynamy walkę z samymi sobą o przetrwanie w miejskiej dżungli.
Myślicie, że przesadzam? A jak inaczej nazwać slalom wśród pędzących
niczym stado bawołów samochodów. Znajdywanie rzeczy tam gdzie z pozoru
ich nie ma. Każde rozwiązane zadanie to krok na przód, to pozostanie w
grze, to przetrwanie :) Poza tym co tu dużo gadać - banany przed startem
były? - były, chodzenie po linach było?-było. Ściganie z gromadą
przedstawicieli tego samego gatunku było? - było. I co? I nadal Wam się
nie kojarzy? :)
Podążając za wskazówką postanowiliśmy odmeldować się najpierw w najdalej wysuniętych punktach. Wystartowaliśmy w kierunku Doliny Trzech Stawów. Po drodze szybko zyskując sympatycznych kompanów z Doliniarzy.com.
I tu się przyznaję (pisze Grzechu) do pierwszego mojego grzechu ciężkiego na trasie. W pewnym momencie mapa pokazywała krótszą trasę, niż ta, którą obrali nasi kompani. Zaufałem mapie, a nie miejscowym i rozdzieliliśmy się. Może i było krócej, ale po błocie, przez co straciliśmy dużo czasu i naprawdę dobre towarzystwo.
Wniosek 2: Miejscowi to skarb - jak chcą z nami biec, to nie uciekajmy im :)
Zadania specjalne na trasie były różne. Trzeba było rozwiązywać zagadki matematyczne i logiczne, znaleźć na wystawie w bibliotece rycinę fontanny i odpowiedzieć na dwa pytania. W dwóch punktach należało zrobić zdjęcie opisanego obiektu. Jeden był łatwą do znalezienia recepcją kampingu, drugi był malutkim pomnikiem ukrytym za straganami. Annika chodziła po linie rozpiętej między drzewami podpierając się kijkiem trekingowym, a Grzechowi przypadło przepłynąć 8 długości basenu. Były jeszcze takie zadania, jak: krótka jazda na rowerze, wbijanie bil bilardowych, rzucanie piłką do kosza i dziesięć brzuszków do zrobienia na siłowni pod chmurką. W informacji turystycznej musieliśmy odgadnąć 10 flag państw europejskich. Od dziś już wiemy jaką flagę ma Albania ;)
Wszystko szło w miarę dobrze póki, tuż przed metą, nie spostrzegliśmy, że brakuje nam jednego punktu. I to najdalszego, na jednym z końców miasta. Co gorsza - już byliśmy wcześniej blisko niego. Tutaj zapłaciliśmy, za brak czasu na przestudiowanie mapy. Z nieco marsowymi minami (bo już zmęczeni i bez wody) ruszyliśmy na szalony PK8.
Mapa II Miejskiego Rajdu Przygodowego w Katowicach |
Daleko było i dał nam się we znaki, ale miło było do niego przybyć, bo na PK8 witali nas przesympatyczni kibice w różnym wieku, a na samym punkcie było najbardziej klawe zadanie rajdu. Oboje mieliśmy do przebycia fajny i nietrudny park linowy. Zabawa na maksa, a na końcu zjeżdżalnia i nikt się nie śmieję, że masz już latek ileś tam i z niej zjeżdżasz :). Na fotce poniżej Annika pokonuje fragment parku linowego.
Pozostał nam tylko powrót do mety. Skróciliśmy przez sam środek Silesia City Centre, z resztą nie jedyni. Wynik nas pozytywnie zaskoczył i ucieszył. W końcu to nasz pierwszy start w imprezie tego typu, do tego obarczony pechem i paroma błędami.
Na koniec jeszcze parę wniosków:
Wniosek 3: Dobry partner to podstawa. Taki, z który fajnie spędzić czas, który wybaczy, jak coś się zmaści. Fajnie, jak zespół fajnie jest mocny w podstawowej dyscyplinie rajdu (tu - bieganie), a ponad to, jak można podzielić się bez przeszkód zadaniami. Koniecznie przynajmniej jedna osoba powinna mieć jakiekolwiek pojęcie o mapie i niezłą orientację w terenie.
A co do samej imprezy: Jej mocnym atutem jest kapitalna atmosfera. Cały rajd, jak i zadania były nieco wymagające, ale na tyle proste, że świetnie się cały czas bawiliśmy. Organizatorzy i obsługa byli bardzo sympatyczni i niewątpliwie stanęli na wysokości zadania.
0 komentarze:
Prześlij komentarz