25 lip 2016

Rajd Miejski Bielsko Biała - pełne przeżyć 30 km u stóp Beskidów

Czerwiec był dla nas mocno startowy. Ukoronowaniem startów był nasz udział w Bielsku Białej w Rajdzie Miejskim, który rok temu uznaliśmy za najlepsze zawody (wśród tych, na których startujemy). Organizatorzy postawili wtedy poprzeczkę bardzo wysoko - piękne okolice, bardzo dużo wymagających zadań i ludzie, którzy po prostu skradli nasze serca. A  jak było w tym roku? Poczytajcie sami. Zapraszamy do relacji.


Mapy w tym artykule mamy dzięki uprzejmości organizatorów. Tyle było przeżyć, że sami nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia. Autorami fotek są Danuta Majdak i Zbigniew Stankiewicz. Więcej zdjęć na stronie i fanpage'u imprezy.

Na Rajd Miejski w Bielsku na początku nastawialiśmy się jak na imprezę sezonu. Niestety zmęczenie czerwcowymi startami zrobiło swoje i Grzecha zaczęła dopadać kontuzja, więc postawiliśmy sobie jeden cel - dotrzeć do wszystkich punktów i wykonać wszystkie zadania. Cel wbrew pozorom niełatwy, bo według zapowiedzi organizatora trzeba zabrać dwa stroje kąpielowe, a jedno z nas nie pływa. Zatem z lekko drżącymi sercami dojeżdżamy na miejsce - jakoś to będzie :)

Biuro zawodów mieści się w hali sportowej na Dębowcu. Tu lokujemy rodziców Grzecha ze Szkrabem. Rejestrujemy się, spotykamy kilkoro znajomych twarzy, uczestniczymy w odprawie i... start :)

Na początku dostajemy niewielką mapę rodem z biegów na orientację i z nią gdzieś na zboczach Dębowca i w okolicach mamy znaleźć 4 punkty kontrolne. Przez trzy pierwsze orientujemy się świetnie (z resztą nie jesteśmy sami). W drodze do czwartego na chwile mamy zagwozdkę na jednym skrzyżowaniu dróżek, ale udaje się wszystko rozwikłać.


Wracamy na halę. Tu dostajemy mapę główną i od razu z nią lecimy. Jedynymi słusznymi punktami na początek są: PK 1, a potem PK 4, bo te zamykane są najszybciej. Wybór jest żaden, więc i nie ma co się zastanawiać. Lecimy na PK 1.


PK 1 - odcinek specjalny. Dostajemy roadbook'a podobnego do tych z rajdów WRC. Roadbook zawiera rysunki kolejnych skrzyżowań, a na nich strzałki wskazujące dalszą drogę. Dla ułatwienia podane są odległości między skrzyżowaniami i od początku odcinka. Z pozoru łatwe, do pierwszego skrzyżowania kalibrujemy liczbę kroków (by móc w krokach ocenić odległości do pozostałych skrzyżowań). Problem pojawia się, gdy droga asfaltowa krzyżuje się z gruntową, bo nie wiemy czy gruntowe się liczą :). Na szczęście trafiamy dobrze. Po drodze znajdujemy cztery lampiony z perforatorami. W połowie trasy ktoś tam odkręca kurki z deszczem i zastaje nas porządna ulewa. Mapę na szczęście mamy zalaminowaną, więc zakrywamy nią kartę startową - nasz skarb. Heh powiadają, że początki są zawsze trudne :).


PK 4 - zadania piłkarskie. Totalnie mokrusi docieramy na stadion, gdzie mamy do wykonania kilka zadań piłkarskich. Najfajniejszym jest przejście przez płotek z piłką między czołami. Idzie nam hmmm śmiesznie, ale udaje się wszystko wykonać i tuptamy dalej. Na razie w swojej kategorii jesteśmy (o dziwo) pierwsi.


PK 2 - zadania strażackie. W jednostce strażackiej Grzechu musi na plecki zarzucić butlę strażacką (która do lekkich nie należy) i mamy do wykonania serię zadań. Na początku zwijamy węże, potem nosimy kanistry z wodą, a na deser ciągniemy za sobą oponkę o kalibrze ogromnym. Na poprawę humoru - deszcz odpuszcza, więc może podeschniemy :).


PK 6 - quiz w Admiral Club "Pod śmigłem". Dostajemy kartkę z sześcioma przyjemnymi zagadkami. Wystarczy rozwiązać pięć, co idzie nam szybko.

PK 5 - fitness club. Grzechu na wioślarze ma "przepłynąć" 0,5 km. Od tego momentu idziemy łeb w łeb z Dziabniętymi - bardzo mocną drużyną, którą znamy z zeszłorocznych rajdów. Oni nadrabiają na zadaniach, my na trasie pomiędzy nimi, ale czeka nas basen...

PK 8 - basen... mamy oboje przepłynąć 100 m trzymając się koła ratunkowego. Grzechu pisze: płytko nie było, więc Ania dokonała nie lada wyczynu pokonując strach przed wodą. Tak kurczowo łapała się brzegu, że nieco zdarła paznokcie, ale... zrobiła to i przebrnęliśmy te 100 metrów. Miło było patrzeć, jak cała ekipa na miejscu jej gratuluje, bo zasłużyła :).


Wychodzi słońce i od tego momentu robi się skwarnie.

PK 9 - test z wiedzo o pieniądzach. Dostajemy kilka trudnych pytań na temat banknotów, inflacji i im podobnych. Odpowiedzi czają się na tablicach nieopodal, więc zadanie jest z cyklu "Rajdy bawią i uczą" :).

PK 7 - pierwsza pomoc. Pomóc trzeba było fantomowi leżącemu nieruchomo. Grzechu robił za ratownika, a Annika obczajała plakaty na ścianach i podpowiadała. Fajnie było przypomnieć sobie to, co pokazywał ratownik medyczny podczas Gry Miejskiej Katowice.

PK 12 - Teatr Banialuka. To nasze ukochane miejsce z poprzednie edycji. Tym razem jednak ten punkt był nie nasz, a konkretnie miała go tylko trasa rodzinna. My tego nie doczytujemy (i chyba na naszej odprawie nie było o tym mówione, albo nie dosłyszeliśmy). No nic opis punktów trza czytać bardziej, a za gapiostwo się płaci. A cenę zapłaciliśmy dużą...

Jak dobiegliśmy do kolejnego punktu, zauważyliśmy, że wypadła nam karta startowa. Dotąd siedziała przyklejona do laminatu wewnątrz mapy złożonej na pół. Jak słońce przyświeciło, to odkleiła się i poleciała, a jak pamiętacie z relacji z Rajdu Wiejskiego - kosztuje to dyskwalifikację, lub coś w tych okolicach. No nic - postanawiamy dobiec do kolejnych dwóch punktów, zrobić tam zadania, a perforatory odbić na mapie (z racji na początkową ulewę - była taka możliwość). Potem wrócimy do teatru i poszukamy karty na miejscu, lub po drodze.

PK 3 - zadania hokejowe w Luce Arena. Fajne miejsca w tym Bielsku mają. Tym razem trafiamy na kryte rolkowisko. Za pierwsze zadanie mamy wbić po 10 razy piłeczkę do bramki. To idzie łatwo, czas na schody :). Przywdziewamy rolki i kaski i mamy przetransportować ok 50 słupków i krążków z jednego koła do drugiego. Po jednej sztuce na raz. Grzechu jeździł na łyżwach, więc jakoś system ogarnia, a Annika się uczy i szybko robi postępy, za które płaci nieco zbitą kością ogonową, ale po wykonaniu zadania znowu zbiera gratulacje od ekipy obsługującej punkt :). Rajdy uczą i bawią...


PK 10 - kick boxing. "Ale będziecie mieć wycisk" - powiedzieli zawodnicy trasy rodzinnej opuszczający punkt. Dostaliśmy się do klubu kick-boxingowego. Tu wzięliśmy udział w 15-minutowym hmmm treningu. Na początku była rozgrzewka (jakby te 21 km nas za mało rozgrzało :P), potem ćwiczyliśmy ciosy proste, sierpowe, podbródkowe, low kick'i, high kick'i. Na końcu kazali nam się naparzać piankowymi rurkami, jak Luke Skywalker z Darth'em Vader'em.


Totalnie wyciśnięci wracamy w stronę hali, gdzie jest meta. Lekko jeszcze odbijamy w stronę Teatru Banialuka, by popytać ekipę na punkcie o naszą kartę startową. Jak docieramy na miejsce, to okazuje się, że punkt jest zamknięty, ale... przy jednej z kamienic na ziemi czeka sobie niepozornie nasza karta startowa :). Tak opuszczamy centrum miasta. Teraz w skwarze biegniemy jakieś 5-6 km. Zaczyna być trudno.

PK 14 - zadanie radiowe. Wchodzimy do studia radiowego, gdzie na żywo na antenie musimy odgadnąć, kto śpiewa zapodany fragment piosenki. Po bodajże trzech pudłach trzeba trzeba zrobić karną rundkę po podwórku studia radiowego i tam znaleźć trzy punkty kontrolne. My dostajemy do odgadnięcia piosenkę Boney M. i odgadujemy od razu. Oboje uwielbiamy słuchać muzyki, a Grzechu jak widzi mikrofon, to mu się oczka świecą, więc dla nas jest to zadanie idealne :).


PK 11 - musimy odgadnąć przyprawy. Zmysły jeszcze działały :).

Iiiiii już :) Meta jest tuż przy ostatnim punkcie. Wbiegając na halę chwytamy się za ręce. Wiemy, że każde z nas dało z siebie wszystko, a nawet więcej. Wiemy, że zajmiemy trzecie miejsce, a na początku mieliśmy wątpliwości, czy zrobimy wszystkie zadania i czy tyle przebiegniemy. Udało się :).

Za miejsce na pudle dostaliśmy na serio fajne nagrody. W losowaniu do wszystkiego doszedł nam jeszcze przelot szybowcem :). Numer 13 okazał się szczęśliwy. W sumie możemy taki mieć na każdym rajdzie :P.

Wróciliśmy do domu pełni wrażeń. Rok temu rajd w Bielsku oceniliśmy jako najlepszy. W tym roku organizatorzy przebili nawet poziom zeszłorocznej imprezy. Trasa była całkiem wymagająca - takie już uroki Bielska. Zadania były rewelacyjne i było ich bardzo dużo. Odjechaliśmy pełni przeżyć i chyba długo jeszcze będziemy wracali myślami do tej przygody w Bielsku Białej.

W tym roku tu wróciliśmy mimo kontuzji. W następnym chyba nic nas od powrotu tutaj nie powstrzyma :).

1 komentarze: