8 maj 2016

XI Bieg Zajączkowski - pozytywne zakończenie majówki

W tym roku wystartowaliśmy po raz pierwszy w Biegu Zajączkowskim. O tych zawodach wiedzieliśmy z opowieści trzy rzeczy: że będzie na bogato, że poczujemy się jak na weselu i że życiówki tu wybiegać się nie da. Dwie z nich się spełniły. Które? Przeczytacie w dalszej części posta.



Od wyjazdu z domu towarzyszyły nam ciemne chmury i pytanie: jaka pogoda będzie na biegu. Ta okazała się idealna - trochę pokropiło przed startem, potem było po prostu rześko.

Dojeżdżamy na miejsce godzinę przed startem. Odbieramy pakiety z remizie strażackiej. Tu miłe zaskoczenie - w pakiecie dla każdego fajny okolicznościowy ręcznik. Kobitki w gratisie dostają dżem :). Kto chce, może jeszcze capnąć herbatę, pączka, czy inną słodkość.

Dopisało sporo znajomych. Bieg wchodził w skład Grand Prix Zabieganych Częstochowa - naszego klubu, więc kilkanaście "pomarańczek" tu wpadło. Zjawili się też bardziej "tutejsi". Więc my już byliśmy zadowoleni :)

Przed startem życzymy sobie powodzenia i lecimy. Tuż za linią startu  pierwsza niespodzianka:
Niby nic, a tak to się zaczęło,
niby nic, zwyczajne "pa pa pa".
Jest w orkiestrach dętych jakaś siła,
bo to było tak...

Tak tak - orkiestra stała i cały czas grała i to jeszcze jak :)

Mówili, że tutejsza trasa jest po polach i pofałdowana i w ogóle. Okazało się, że trasa jest chyba nowa, bo lecieliśmy raczej długie proste odcinki po asfalcie. Na trasie czekały dwie agrafki. Czasem było pod górkę, ale jak wiadomo każdy podbieg ma swój zbieg.  Górki na dodatek były tam, gdzie człowiek ma siły, a z górki było na tych tzw. "kryzysowych kilometrach". Ostatnie 8,5 kilometra było podbiegiem, ale cały czas widziało się już metę i tak jakoś nogi same niosły. Do tego przed metą znowu orkiestra gra... i to jak :). Słowem trasa - jak znalazł.

Annika tego dnia wykręciła życiówkę, a Grzechu żałował, że początek leciał dość zachowawczo, bo czas wykręcił dobry, ale sporo sił jeszcze było.

Po biegu na biegaczy czekał nie byle jaki poczęstunek. W sali remizy zasiedliśmy przy nakrytych białymi obrusami stołach - jak na weselu. Na stołach stały ciasta i ciasteczka. Na tacy serwowano pyszną zupę gulaszową. Był wiejski stół ze smalcem i podobno z ogórkami - ale one szybko się rozeszły ;). Do tego herbata, kawa - słowem: "na bogato".

Za oknem zaczął padać deszcz i nie chciał przestać. Organizatorzy przenieśli więc dekorację do środka. Wśród iście biesiadnej atmosfery dekorowano zawodników w poszczególnych kategoriach. Pierwsze dwa miejsca podium w kategorii wiekowej Sister podzieliła z Anniką. Wyjazd był udany dla całej ekipy Zabieganych, którzy wywalczyli łącznie pięć pucharów. Szczęście sprzyjało im także w losowaniu nagród.


Jedynie trochę za długo to wszystko trwało - no ale podobno nie można mieć wszystkiego ;) Bieg godny polecenia. Przybywajcie za rok, bo my tu jeszcze wrócimy :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz