20 kwi 2015

V Miejski Rajd Przygodowy

Na Miejskie Rajdy organizowane przez Marcina na Śląsku i Zagłębiu jeździmy w ciemno. Zawsze spotykamy masę zabawy, fajną atmosferę i ciekawą przygodę. Jak było na V Rajdzie Przygodowym w Katowicach, przeczytacie w dalszej części posta.





Tak, tak to już piąty taki rajd w Katowicach - nie licząc Silesia Race i masy innych imprez na orientację, a że piąty znaczy jubileuszowy, to "sto lat, sto lat..." i takie tam. Ok, czas na relację :)

Poniżej mapka z zaznaczonymi punktami do odwiedzenia. Z początku mieliśmy taktykę, a właśnie wiele taktyk, ale Bartess (organizator m.in. Nadwiślańskiego Maratonu na Orientację) potwierdził tą najlepszą, czyli najpierw dużą pętlę po lesie, a potem po mieście zaczynając od punktu 13. Poniżej to, co nas spotkało.

PK 13 - perforator (taki dziurkacz, którym się dziurkuje kartę startową) zawieszony na drzewie na mokradłach. Z początku trasa wyglądała fajnie - trzeba przelecieć pomiędzy dwoma budynkami, a potem "jakoś" potuptać mokradłami wzdłuż rzeki i na wysokości Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka powinno się czaić jakieś drzewo z punktem kontrolnym. Słowa: "jakoś" i "mokradła" zaserwowały nam pierwsze odrapania i zmianę koloru obuwia na twarzowy błotny. Punkt był tyłem do nas, ale "jakoś" :) się udało.

PK 9 - kolejny perforator na drzewie. Konsekwentnie z Bartessem i innymi zespołami realizujemy plan "jakoś po mokradłach", który serwuje nam takie niespodzianki, jak kilkukrotne przeskakiwanie przez Ślepotkę (do końca życia obudzeni w nocy będziemy wiedzieli, jak ten przyjazny inaczej strumyczek się nazywał). Jakbym leciał tam kolejny raz, to chyba wybrałbym nieco dłuższą trasę suchą nogą ulicą Bałtycką, ale ta też miała swoje uroki :). Punkt zdobywamy.

PK 12 - stadnina koni. Docieramy asfaltem, co przypomina nam, że to jednak rajd miejski, a nie moczarowy :). Na punkcie Annika na koniu robi kółko na padoku.


PK 5 - tu pierwszy raz na dłużej rozstajemy się z Sylwią i Bartessem. Oni lecą zielonym szlakiem pieszym, my ulicą, co wydawało nam się szybszym wariantem (i uparcie przy tym trwamy :) ). Na punkcie ludzie z Jigsaw Rooms przygotowali 5 zadań logiczno-matematycznych, z czego jedno łatwe. Jak myślicie na którym daliśmy przysłowiowego ciała?


PK 7 - perforator przy krzyżu w głębi lasu. Na dobre rozstaliśmy się z Sylwią i Bartessem, którzy opuścili zadania logiczne wcześniej. Zaczął się kosmos i wesołe stado błędów w decyzjach i nawigacji było naszym udziałem. Nie wiem jakim cudem pomyślałem, że najłatwiej będzie dostać się do PK 1 zielonym szlakiem, a potem "jakoś" (słowo klucz) dobijemy do PK 7 przecinką, która była nieopodal PK 1. Niestety, lub na szczęście jakimś kolejnym cudem zbaczamy z zielonego szlaku (pewnie poszliśmy na fali tłumu) i tory zdobywamy w okolicach PK 7, myśląc że to okolice PK 1... Koszmar trwa jakieś 3,5 km (25 min) latania tu i tam, aż w pewnym momencie lądujemy na przecince, którą planowałem dostać się z PK1 do PK7. Cieszyłem się nawet że trzeba przeskoczyć (który to już raz) strumień, bo był na mapie (czyli wracamy do świata z orientowanych :) ). Przecinka zarosła i pojawiły się zalane miejsca, więc przez wodę brodziliśmy jeszcze 5 razy. Ok, przynajmniej teraz już będzie tylko lepiej.

PK 1 - perforator na drzewie. Przecinkę już przetestowaliśmy, więc punkt zdobywamy torami suchą nogą i bez problemów :)

PK 4 - Annika zalicza swój debiut w kajaku, którym trochę pływamy po jeziorku i na deser lepiliśmy babki z piasku. Jak dzieci... :)

PK 10 - Perforator przy pomniku. Docieramy w miarę gładko, choć... No właśnie pomników w tym rejonie było co najmniej dwa, ale odnajdujemy ten dobry. Przy okazji okazało się, że przez chwile braliśmy udział w dwóch imprezach, choć w jednej trochę nielegalnie - nasza trasa skrzyżowała się z Panewnickim Biegiem Dzika.

PK 3 - Trzeba było przejechać 2 km na rowerku stacjonarnym z konkretnym obciążeniem. Można było się zmieniać. Opuszczamy punkt z mięśniami jak ze stali i trza je nieco rozbiegać, więc suniemy dalej, tym bardziej że to już koniec lasu, wracamy do miasta :).

Co? Dopiero 100 metrów?
PK 8 - W supermarkecie szukamy ceny galaretki malinowej.

PK 6 - Na boisku szkolnym rzucamy do kosza "jakoś" :).

PK 2 - Kolejne boisko, które trzeba okrążyć będąc ze sobą związanym na wysokości kostki. Tak jakoś to zadanie nam spodobało, bo tego jeszcze nie grali.

PK 11 - Ścianka wspinaczkowa - lubimy to, ale już byliśmy tak zmęczeni, że cudów tu nie oczekiwaliśmy. Zgodnie z oczekiwaniami cudów nie było, ale poszło nie najgorzej :).

Na drodze do mety popełniamy jeszcze mini błędzik w nawigacji, ale szybko udaje się go skorygować. Poniżej ślad trasy z naszego gps'a (choć tym razem nie ma się co chwalić...).


Na rajdach organizowanych przez Marcina z ekipą nudzić się nie da. Ten był nieco inny, bo z grubsza po lesie. Tak, tak - w Katowicach po lesie. Na trasie było mniej zadań, szczególnie tych niefizycznych, za to trzeba było bardziej uważać na nawigację.  Mimo że troszkę nam nie poszło, to i tak wracaliśmy uchachani. Bo fajni ludzie, świetna atmosfera, a czego chcieć więcej? :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz