4 gru 2014

Amino 2014, czyli mapa, kompas i okolice Konopisk

Dwa lata w tym miejscu Grzechu zadebiutował na marszach na orientacje. W tym roku zaliczyliśmy tu nasz wspólny debiut, bo wystartowaliśmy jako potuptany team. Wróciliśmy zadowoleni z kilku powodów. W dalszej części posta mapa, relacja i... nasze wspomnienia :)





 


Marsze na orientację w Konopiskach mają pewne stałe elementy. Są rozgrywane w fajnej okolicy - w końcu nie ma to jak pobuszować w listopadzie po lesie. W najtrudniejszej kategorii TO ma się do czynienia z ciekawą mapą. No i w końcu - zawsze tu zawita ktoś z Zabieganych.

Tym razem zostawiliśmy Szkraba pod opieką rodziców Anniki i spróbowaliśmy swoich sił w tego typu zawodach jako drużyna. Startowaliśmy w kategorii TO, czyli tej "łatwej inaczej". Na ten sam pomysł wpadł Tomad z Zabieganych i Ola - tez biegacz oraz kilku znajomych z Azymotów. Towarzycho dopisało.

W momencie startu otrzymaliśmy swoją mapę, więc teraz czas na kilka słów o niej.


Jak widać mapa jest w miarę pełna - mamy na niej dużo szczegółów. Do znalezienia jest 12 punktów kontrolnych i 4 na LOP (linii obowiązkowego przejścia). 9 punktów należy zaliczyć w podanej kolejności. Punkt A, K i L można zdobywać, kiedy się chce. Punkty K i L narysowane są na wycinkach poza planem mapy i trzeba je odnaleźć w terenie (lub na mapie). Na pierwszy rzut oka całość wygląda łatwo, ale haczyków tu kilka się ukryło :).

Od razy po otrzymaniu mapy, staraliśmy się zlokalizować punkty: K i L, żeby potem do nich nie wracać. Szybki rzut okiem na mapę i mamy to - Annika znajduje punkt K, który  fajnie się wpisuje we fragment mapy pomiędzy punktami 2 i 3. Grzechu dostrzega, że punkt L musi być gdzieś koło punktu A. Teraz ruszamy w drogę.

Przy PK 1 już widzimy, że coś jest nie tak. Duży budynek z płotem wg mapy powinniśmy mieć po prawej, a jest po lewej. Przed PK 2 jest ścieżka, która odchodzi w prawo, w rzeczywistości śmiga sobie ona w lewo. No tak mamy lusterko, czyli lustrzane odbicie mapy. Jak sobie z tym radzić? Najlepiej odwrócić i czytać pod światło. Tak też czynimy :). Znajdujemy PK K i PK 3.

Po PK 3 liczymy parokroki, by ocenić odległość. Oczywiście nacinamy się na kolejny haczyk, bo Grzechu założył, że mapa jest w skali 1:10000, a nie była... tak licząc sumiennie te parokroki mijamy radośnie PK 4 i docieramy aż do PK 5. Tam dopiero zauważamy, że trzeba się wrócić. Przy PK A doganiamy Tomada i Olę i chwilę się zatrzymujemy, bo jest koń - ładny, ale niestety płochliwy. Tutaj też udaje nam się znaleźć PK L.


Przy PK 6 jest kolejny haczyk. Tu zaczyna się linia obowiązkowego przejścia, na której znajdują się cztery punkty - jeden na początku, jeden na końcu i dwa w środku. PK 6 jest zarówno pierwszym punktem na LOP i należy go na karcie startowej wpisać dwa razy. Jakoś na to nie wpadliśmy. Znaleźliśmy pozostałe trzy punkty na LOP i z uporem maniaka szukaliśmy czwartego, zapominając, że to właśnie PK 6.

Ostatnie trzy punkty to budynki. Potwierdza się je wpisując pierwszą literę ulicy i numer budynku. Przy PK 7 Grzechowi nic się nie zgadza. Na mapie budynki znajdują się się na działkach gdzie indziej niż w rzeczywistości. Podejrzewamy, że wbiegliśmy w złą ulicę. Na szczęście Annika zauważa, że domy są nowe, a mapa pewnie nie najmłodsza, więc lepiej patrzeć na działki i nie koncentrować się na położeniu budynków. PK 7, 8 i 9 odnajdujemy więc bez dalszych problemów.


Docieramy na metę. Ta mapa bardzo nam się podobała. Była na tyle łatwa, że oboje potrafiliśmy się na niej odnaleźć, ale z drugiej strony trzeba było nieźle kombinować, by rozgryźć "haczyki". Była też na tyle trudna, że nie było w klasyfikacji końcowej miejsc exe-quo. My stanęliśmy na drugim miejscu podium.

Wróciliśmy z miłymi wspomnieniami, bo miło spędziliśmy czas, bo fajnie się dopełnialiśmy jako zespół i w końcu, bo się nawdychaliśmy tego leśnego powietrza, że hej :).

1 komentarze: