12 wrz 2014

5, 10, 15, maraton, czyli Festiwal Biegowy w Krynicy 2014 po naszemu

W tym roku (jak co roku :) ) zdecydowaliśmy się wziąć udział w Festiwalu Biegowym w Krynicy. Po raz pierwszy był to naprawdę "zabiegany" festiwal ;). Pojechaliśmy na niego w trójkę: Annika, Grzechu i Szkrab. Ponieważ musieliśmy podzielić się biegami, by Szkrab miał opiekę, to w dalszej części przeczytacie relację 4 w 1 - z biegu na 15 km, nocnego biegu na 5 km, Życiowej Dziesiątki i Koral Maratonu.



Bieg na 15 km
Annika pisze: W związku, że Szkrabem trzeba się opiekować podzieliliśmy się biegami. Wybór był prosty - trzeba pobiec coś  w piątek, bo w niedzielę Grzechu biegnie maraton a wcześniej bieg nocny więc poza dychą w sobotę nie było dla mnie zbyt wielu możliwości. A interesowało mnie coś konkretniejszego niż mila czy bieg deptaka, więc padło na piętnastkę. 

Po małych perypetiach odbieramy numery startowe. Nie ma już zbyt wiele czasu. Wsuwam draże z pakietu i udaję się na start. Po drodze spotykamy Zabieganych. Zabieganki rewelacyjnie przebrały się na bieg Przebierańców. Swoją drogą, do Krynicy na festiwal przyjeżdża masa ludzi, ale swój swego znajdzie - nawet w przebraniu ;)



Na starcie wydaje się być niewiele osób, w porównaniu z Życiową dychą - garstka ;) Czuję lekki niepokój. Mówią o IronRunach, którzy też startują - myślę: "no ładnie będę na szarym końcu biegu". Ale co tam, odwrotu już nie ma. Startujemy o 17. Z deptaka trasa prowadzi w stronę Tylicza. Zaczyna się długi podbieg. Sic! Wydaje się nie mieć końca, modlę się by skończył się wcześniej niż w centrum Tylicza. Na punkcie z wodą - krzyczą: Teraz to już tylko z górki! Jak powiedzieli tak było. Zbieg był cudny. Nogi same przebierały. Mogłam lecieć szybciej, ale myśl, że trzeba będzie wracać tą samą trasą i ponownie się wspinać hamował moje zapędy. W Tyliczu znów podbieg na rynek. Połowa trasy już za mną.Teraz tylko wlecieć znowu na "Romę". Tak słowo Roma zna większość biegaczy, szczególnie krynickich maratończyków. Ja nie znałam. I dobrze, bo wtedy mogłabym się jej przestraszyć ;) Pod koniec wspinaczki na Romę jest mi już ciężko - dużo osób idzie, co kusi by też choć na chwilę przestać biec i złapać oddech. Kapituluję i chwilę przechodzę do marszu. Tak na zmianę maszerując i biegnąc docieram do punktu z wodą. Wypijam dwa kubki i lecę. Siły odżyły, jest z górki, o dotychczasowym wysiłku już nie pamiętam. Ten odcinek biegło mi się super. Przy zbiegu na deptak fajny doping kibiców. Słyszę też okrzyki od Zabieganych. Na metę wbiegam zadowolona. Przybiegłam wcześniej niż zakładałam, więc rodzinki nie ma. Wracam szybko do hotelu, by Grzechu zdążył o 19.00 na galę Biegowego Dziennikarza Roku. Potem wiadomo - opieka nad Szkrabem i dopiero po 22.00 z ciekawości sprawdzam jaki miałam dokładnie czas. Wśród całej masy  cyferek przy nazwisku intryguje mnie jedynka. O co come on? Oczom nie wierzę, jestem pierwsza w K30-39. Eeeee nie może być, przecież to Krynica tu startuje pełno dobrych biegaczy. Sprawdzam jeszcze raz - a jednak, wygrałam! Nie po raz pierwszy okazuje się, że trzeba walczyć do końca i nie poddawać się. Już na Adventure Race niejednokrotnie się o tym przekonaliśmy ;)

Bieg nocny na 5 km
Dystans tu jest niewielki, ale żeby nie było za łatwo - połowę trasy trasy tupta się pod górę (w tym 1,5 km całkiem ostro), a potem wraca się w dół. Startował Grzechu, jego znajomi z pracy i nasi znajomi z klubu i z okolic (z resztą - sztuką jest tu nie spotkać znajomych :) ). W planach miała to być luźna  przebieżka przed maratonem, a wyszło, całkiem soczyście - Grzechu wpada na metę w pierwszej 50-tce zawodników.

Życiowa Dziesiątka
To jest jeden z tych biegów, co mają w sobie coś niepowtarzalnego. Trasa Życiowej Dziesiątki delikatnie sunie w dół. Startowaliśmy w trójkę, przy czym Szkrab był pchany w wózku przez Grzecha. Przed startem pogadaliśmy chwilę z bardzo sympatyczną Małgosią z bloga biegowaja125.blogspot.com. Start chwilę się opóźnił, bo akurat Marcin Świerc w tym momencie zwyciężał w Biegu 7 Dolin. Dla niego warto było czekać :). Miłym zaskoczeniem było stworzenie przez organizatorów stref startowych, na których brak część osób skarżyła się przed rokiem.


Wystartowaliśmy. Dzięki nachyleniu trasy wózek nie ciążył. Pierwsze 5 km poszło gładko, bo Szkrab był w objęciach Morfeusza. Następne 2 km mała spokojnie się budziła i podziwiała okolice, a od 7 km Grzechu musiał biec i opowiadać bajki, bo ktoś nam się nudził. Przez całą trasę mieliśmy wspaniały doping, więc biegło się naprawdę przyjemnie. Tempo obraliśmy spokojne, by Szkraba nie zmęczyć i by Grzechu był żywy przed jutrzejszym maratonem.

Koral Maraton
Grzechu pisze: Niedziela, 8:30. Rozpoczynam właśnie swój najważniejszy start podczas Festiwalu. Nie sam, bo na starcie zgadałem się z Piotrkiem - towarzyszem z wielu startów i Markiem - bratem towarzyszy z wielu startów. W trójkę sunie nam się bardzo przyjemnie. Tempo z grubsza zapodaje Piotrek i wychodzi mu to bardzo dobrze. Pierwsze 10 km pokrywa się z trasą Życiowej dychy. Korzystamy, że jest jeszcze mgliście i chłodno i ten fragment przebiegamy dość szybko, by pierwszy soczysty podbieg pod Jastrzębnik pokonać, zanim słońce zacznie grzać. Plan się udaje, a po drodze dowiadujemy się między innymi, że fajne z nas ciacha - jedno lesze od drugiego - hehe i jak tu nie biegać :). Z Jastrzębnika zbiegamy do Muszyny, gdzie mija pierwsza połowa biegu.

Dalej trasa nas wiedzie już tylko mniej lub bardziej pod górę. Marek odlatuje nieco do przodu, a z Piotrkiem umawiamy się, że do 30 km  biegniemy razem, a potem zobaczymy na co komu sił starczy :). Do tego momentu mimo wczesnej pory na trasie można było spotkać wielu kibiców. W strefach zmian sztafet również nie żałowano nam dopingu. Biegnie się bardzo przyjemnie.


Tak docieramy do Tylicza, gdzie zaczyna się od 36 km soczysty podbieg pod sławną Romę. Przez kolejne 3 km w całkowitej samotności toczę nierówną (bo pod górę) walkę z trasą i z sobą. Na szczęście po 39 kilometrze jest już tylko w dół i tu grawitacja pomaga, nawet jak ciało już nie chcę :).

Wpadam na metę jako 33-ci zawodnik z czasem 3:25:10. Życiówka pobita o 3 i pół minuty. Tu już na mnie czeka Ania ze Szkrabem, moi towarzysze z trasy - Piotrek z Markiem i Zabiegani, co wczoraj ukończyli Bieg 7 Dolin. Dla tej chwili warto było tuptać te 3 i pół godziny :).

Poza biegami
Festiwal Biegowy to ogromne wydarzenie. Poza samymi biegami można tu odwiedzić targi expo ze sprzętem biegowym i propozycjami dla biegaczy. Warto też posłuchać znanych i mądrych osób podczas forum "Sport, Zdrowie, Pieniądze". Co chwilę coś się działo w namiotach PZU, czy T-Mobile, a w domu zdrojowym częstowano lodami Koral. Festiwal to też scena, a na niej koncerty - m.in. Brathanki i Lachersi. Oczywiście nie sposób policzyć wszystkich spotkań ze znajomymi na deptaku, nawet tymi z daleka. W końcu ściągnęła tu cała biegająca Polska. W niedzielę idziemy jeszcze na ceremonię zamknięcia i losowanie samochodu. Niestety autko nie wpada w nasze ręce, ale wiecie... my tu jeszcze wrócimy :).  

1 komentarze: