22 wrz 2013

Cross zapaleńców - relacja

W tym roku mamy szczęście do imprez pozytywnych, zorganizowanych z sercem. To się czuje.
Cross zapaleńców to była właśnie jedna z takich imprez. Był to też pierwszy bieg, którego się z deka bałem. Ale, żeby nie było - wróciłem zadowolony. O tym wszystkim w dalszej części posta.





Trasa
Cross zapaleńców to bieg przełajowy z przeszkodami - naturalnymi (rowy, błoto, kałuże) i sztucznymi. Trasa wiodła głównie drogami polnymi i leśnymi. Owe drogi czasem były rozmoknięte, czasem zarośnięte, czasem było po prostu miedzą między polami - zatem już sama trasa była wymagająca i dostarczała wielu wrażeń. Również wzrokowych, co zawsze jest dużym atutem biegów przełajowych. Jedyne, czego mogło zabraknąć, to oznaczenia kilometrów, które pozwalały by lepiej rozplanować siły, ale i bez tego biegło się przyzwoicie i przyjemnie.

Przeszkody
Cross zapaleńców tym się różni od innych biegów, że trasę urozmaicono przeszkodami. Można więc było nieco się potarzać, poskakać i ogólnie pobawić. W kwestii przeszkód organizator skutecznie przed biegiem budował napięcie, bo wyjawił jedynie tajemnicze zdrobniałe ich nazwy, jak: kotek, obważanki, Janosik, Pan Samochodzik.

Na trasie przed każdą przeszkodą znajdowała się tabliczka ostrzegawcza właśnie z tą tajemniczą nazwą, co nieraz wprawiło mnie w nastrój "hehe". Na początku były "obwarzanki", czyli poukładane na trasie opony. Potem należało przebiec po równoważni. Na trasie była też "pajęczyna", czyli rzeczona pajęczyna z taśm BHP. "Brig Sally up, bring Sally down" to umieszczone na pewnej wysokości belki, które trzeba było pokonać raz z góry, raz dołu. "Linia Maginota" to to samo, tylko przez całość trza było się przekucać. Czołgać się trzeba było jeszcze dwa razy w towarzystwie drutu kolczastego (mało przytulne :) ). Kilka przeszkód trzeba było pokonać od góry, czyli się na  nie wspiąć ("kotek", "ściana", "zjeżdżalnia"). Był też rów, który musieliśmy pokonać na trzy sposoby: po siatce ("w matni"), na małpim moście ("linoskoczek") i po prostu przez niego przebiec "Janosik".




Z powodu przeszkód nieco bałem się tego biegu. Na parkingu, gdzie byli prawie sami strażacy, niepewność rosła. Niepotrzebnie, bo Piotr - organizator świetnie dobrał przeszkody, że były wymagające, ale nie za trudne.

Atmosfera
Bieg był w miarę kameralny,  a takie zwykle mają zapewnioną dobrą atmosferę. Ale kameralność to nie wszystko. Na bieg zjechali się fajni ludzie. Wyprzedzać było trudno, ale osoby wolniejsze często przepuszczały szybszych. Cross zapaleńców to też impreza zorganizowana z sercem, gdzie bardzo dużo daje się biegaczom. Na mecie na każdego czekały bogato zastawione stoły z owocami, słodkościami i napojami. Dla każdego starczyło aż nadto. Chwilę później rozpalone zostało ognisko i można było sobie upiec kiełbachę.

Pogoda organizatorom dopisała. Temperatura była idealna na bieganie. Potem można było się ogrzać przy ognichu. Dla naszej ekipy miło, bo Sister zwyciężyła wśród kobiet, a nasz znajomy Piotrek przybiegł jako drugi.



Na koniec najlepsze: Piotr zapowiedział kolejną edycją za rok. Trzymamy kciuki :)

2 komentarze:

  1. Fajny bieg - chciałabym w czymś takim wziąć udział;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam :). Na przełomie sierpnia i września w okolicach Częstochowy są trzy takie imprezy (Bieg Katorżnika, Częstochowa City Cross i Cross Zapaleńców). Za rok chcemy wziąć udział w tych dwóch ostatnich. Pewnie, jak się będą zbliżały, to tu o tym napiszemy :)

    OdpowiedzUsuń