16 wrz 2012

Toskania cz. 5 - rowerem pośród winorośli, gajów oliwnych i opuszczonych klasztorów (Calci, Cascina)

Annika pisze:
Fajnie jest zwiedzać toskańskie miasta ze względu na ich niepowtarzalny klimat. Ale ciągnie wilka do lasu. Nas w tym przypadku ciągnęło w toskańskie wzgórza. Już pierwszego dnia, gdy zobaczyliśmy widok z okna naszej kwatery wiedzieliśmy, że tam dotrzemy. Okazało się, że te wzgórza, toskańskie pola, winorośle i gaje oliwne skrywały prawdziwe skarby.






Pewnego pogodnego poranka Ania i Grzechu wyruszyli na dwóch kółkach przed siebie mając za azymut otaczające wzgórza. Rowery pożyczyli od gospodarza domu, w którym nocowali. Za kierunek obrali na dawny klasztor Kartózów - Certosa di Calci. W XVI-wiecznym klasztorze mieści się obecnie  Muzeum Historii Klasztoru oraz Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu w Pizie. Muzeum nie zwiedzaliśmy. Woleliśmy przyjrzeć się samemu klasztorowi. Uwagę przykuwają niecodzienne okna na jednym ze skrzydeł oraz wysadzane muszelkami elementy elewacji. Ładnie tam, aż szkoda, że mnichów zastąpiły szkielety dinozaurów. Polecamy zajrzeć do tamtejszego punktu informacji turystycznej. Trafiliśmy w nim na przemiłą dziewczynę, która opisała nam cały rejon Calci. Otrzymaliśmy od niej mapkę, prospekt oraz cenne wskazówki, które zaważyły na naszej dalszej wędrówce.


Z Certosa di Calci wróciliśmy do centrum Calci, gdzie odnaleźliśmy XI-wieczny kościół (Pieve di Calci). Zostawiliśmy rowery i poszliśmy na krótki spacer po mieście. Na ławeczkach siedzieli starsi mieszkańcy, tych nieco młodszych można było spotkać w kafejce w centrum. Minęliśmy siedzibę Partii Komunistycznej oraz "Armaniego" o trochę innym asortymencie niż można by było przypuszczać, toteż Annika zainteresowała się bardziej warzywami i owocami;). Sprzedawano tam młode cukinie wraz z kwiatami, które jak się okazało wieczorem w kuchni naszego gospodarza smażono w cieście naleśnikowym. W centrum zaopatrzyliśmy się w foccacie, jest to dobre rozwiązanie, bo potem nie ma za bardzo gdzie coś zjeść. I wyruszyliśmy w dalszą w drogę.





Kolejnym punktem rowerowej wycieczki był położony wśród gajów oliwnych klasztor Nicosia. Klasztor i kościół zostały zbudowane w 1264 r. z inicjatywy cypryjskiego Arcybiskupa. Popadający w ruinę klasztor, przylegający do niego cmentarz, rosnące w koło drzewa oliwne - wszystko to razem prezentuje się dosyć ciekawie.



Przemierzając rejon Valle Graziosa cały czas wabiły nas zabudowania malutkiej wioski Montemagno. Było to najwyżej położone miejsce podczas wyprawy i nie lada wyzwanie dla naszych miejskich rowerów.  Montemagno jest małą, bardzo starą wioską, z wąskimi uliczkami. Podczas wspinaczki pod górę sił dodawała myśl o zobaczeniu na jej szczycie niesamowitego widoku na całą okolicę. Jakie było nasze zdziwienie, gdy po dotarciu na sam szczyt wioski, w miejsce na którym górowała wieża kościoła Santa Maria della Neve, związanego z papieżem Eugeniuszem III - kościół zastaliśmy zamknięty. Widoków także nie było. Hmmm... trochę inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Tak łatwo się nie poddaliśmy, przecież przyjechaliśmy tu przede wszystkim dla widoku. Przypinamy rowery przy wąskiej drodze, modląc się, żeby nie padły ofiarą kolizji drogowej i wyruszamy w poszukiwaniu zapierającego dech w piersiach widoku. Ha, opłacało się! Na końcu uliczki widzimy dwie ławeczki postawione przy drodze. Rozpościerał się z nich widok na cała okolicę. Napawamy się tym widokiem, choć nie za długo, bo słońce w zenicie grzeje coraz bardziej. Wyruszamy w drogę powrotną. Zjeżdżając w dół widzimy po lewej jeszcze jeden kościół, położony już za murami miasta. Do niego już nie docieramy. Później doczytaliśmy, że był to pochodzący z IX wieku, najstarszy kościół Montemagno.







Po drodze mijamy jeszcze jedną miejscowość z wieżą kościoła przypominającą minaret. Zaciekawieni niecodziennym widokiem docieramy tam. To Cascina. Może jest tu jeszcze coś poza ciekawą zbitką starego kościoła, nowego osiedla i beli siana, ale postanowiliśmy obrać drogę powrotną.


Przekraczamy most na rzece Arno i drugim jej brzegiem docieramy do Pizy. Mijamy jeszcze stado kóz i ciekawie wyglądajcy typowy dla okolicy przywioskowy cmentarz




Nazbierało nam się tych relacji. W poczekalni Ryga, Praga, Mała Fatra i inne, a już powoli tworzy się opowieść z Lombardii, skąd pozdrawiamy :).

4 komentarze:

  1. Rowery i Toskania...Wszystko co kocham! Ja wciąż się tam wybieram, ale wciąż się nie składa:(

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak wygląda wypożyczanie rowerów we Florencji? Ile to kosztuje i czy można wszystko załatwić od ręki na miejscu?

    OdpowiedzUsuń
  3. We Florencji i Lukka sporo jest miejsc, gdzie można wypożyczyć rower miejski. To takie duże zbiorowiska rowerów w takich samych fatalnych kolorach :). We Florencji jedno takie miejsce znajduje się tuż koło dworca. Niestety nie wiemy, jakie są ceny za wypożyczenie.

    OdpowiedzUsuń