16 kwi 2012

IV Bieg Częstochowski. Okiem wolontariuszy

IV Bieg Częstochowski przeszedł do historii. My byliśmy tam jako wolontariusze. Annika obsługiwała biuro zawodów, Grzechu pomagał (a właściwie darł się) w strefie startu i mety. Biegacze już wypowiedzieli się bardzo pozytywnie o imprezie na wielu portalach biegowych, a jak to wygląda okiem częstochowian, kibiców i wolontariuszy (czyli naszym). O tym w dalszej części artykułu.

To miłe, że znaleźli się zapaleńcy, dzięki którym w Częstochowie znowu coś się dzieje i fajnie nam było tym zapaleńcom pomagać. A teraz po kolei: jak to było: (zdjęcia: Kuba Tęcza).

Annika: brałam udział we wszystkich edycjach Biegu Częstochowskiego. W pierwszej - biegając na trasie - jeszcze wtedy jako "nieZabiegana", w następnych - też biegałam, ale między pakietami startowymi i zawodnikami wręczając medale. Dla mnie osobiście to duża przyjemność pomagać w przeprowadzeniu BC. W tym jedynym biegu w roku jestem kibicem a nie biegaczem, hmmm... może lepiej było by tu napisać, że kibicującą biegaczką - bo bycie biegaczką w  moim przypadku to już stan raczej permanentny;) Najfajniej jest, gdy przy wręczaniu medali to właśnie ode mnie moim biegowi przyjaciele chcą otrzymać medal. Stojąc z boku widzisz ludzi, którzy pomimo wysiłku po przebiegnięciu 10 kilometrów tryskają energią i dobrym humorem - tak, to są BIEGACZE - "katują się" na własne życzenie i jeszcze za to płacą;)


Grzechu: ja w obecności na BC mam mniejsze doświadczenie - na pierwszą edycję nie zdążyłem się zapisać (jeszcze jako nieZabiegany). Ja zapisałam się ostatnim rzutem na taśmę :) [Przyp. Annika]. Podczas trzeciej edycji z chórem wywalczałem drugie miejsce na festiwalu, ale teraz się udało :). Jestem pełen podziwu dla startujących, bo trasa choć ładna, wcale nie jest łatwa.


Annika: Sobota 14.kwietnia 2012 roku przywitała nas lekkim deszczem, co dało się zauważyć na sali gimnastycznej, w której mieściło się biuro zawodów. Wczesna pobudka i po 8. melduję się w biurze zawodów, w którym panuje już spory ruch. Witam się ze wszystkimi i od razu pada pytanie "co jest do zrobienia". Pytanie tendencyjne - bo przecież zawsze coś jest;) Zabieram się do roboty, przygotowuję swoje "stanowisko" w międzyczasie tocząc przyjemne rozmowy z dawno niewidzianymi koleżankami i kolegami. O 9.30 - otwarcie biura zawodów - na razie leniwie - pojedyncze jednostki obierają numery startowe. O tej porze jest czas, żeby z każdym pogadać, pożartować, życzyć powodzenia, objaśnić szczegóły - i jak to wiedzą wtajemniczeni - nawet potrzymać wiertarkę w ręku;) Z godziny na godzinę ruch staje się coraz większy, żeby godzinę przed startem osiągnąć kulminację. Wtedy już nie ma czasu na pogaduchy: tylko hurtowa odprawa: sprawdzenie danych, numer, pakiet, bon na posiłek, agrafki, krótkie "powodzenia!", uśmiech i nie wiesz kiedy - większość pakietów została wydana. Ok 14.00 docieram do strefy startu - niestety wszyscy już wystartowali - to znaczy stety- bo start był punktualny, niestety bo go nie widziałam;) Zaczynamy rozkładanie medali - widzę je po raz pierwszy i jak co roku trafiają w moje gusta. Umiejscowienie mety w tym roku dawało możliwość pokibicowania zawodnikom na trasie. Po uporaniu się z medalami i wodą miałyśmy czas z dziewczynami, żeby podopingować biegaczom i biegaczkom. Przy okazji rozgrzałyśmy się trochę, więc z odpowiednim kolorytem na policzkach witałyśmy biegaczy na mecie wręczając medale i gratulując ukończenia biegu.



Grzechu: U mnie było bardziej prozaicznie - przed i po biegu - noszenie barierek, wieszanie plakatów, rozkładanie dmuchańców. ale na szczęście i tak w międzyczasie choć parę słów się zamieniło z przybyłymi znajomymi. Podczas biegu w strefie mety kierowałem ruchem i tu miałem to szczęście pogratulować niektórym zanim jeszcze Annika im zawiesiła medal (a było komu, bo odliczył się Golon, Wąski, chłopaki ze Strzebinia i Lublińca, kumpel z pracy i wielu innych).
Wystartowało około 800 osób, więc nie da się ukryć, że jest to znacząca impreza w Częstochowie, ale i ma znaczenie na szczeblu krajowym. Biegacze mieli dodatkowe atrakcje w związku z odbywającymi się po sąsiedzku imprezami towarzyszącymi zlotowi motocyklistów.


Trasa w tym roku została zmieniona ze względu na towarzystwo innych imprez, ale zmieniona chyba na lepsze. Zawodnicy mieli do pokonania dwie pięciokilometrowe pętle dookoła Jasnej Góry. Już na półmetku było widać, że jedyny startujący Kenijczyk, o ile nic niespodziewanego się nie zdarzy, nie odda prowadzenia. Miał ogromną przewagę i do tego biegł bardzo lekko tak, jakby mu to nie sprawiało wysiłku. Oni to potrafią! I tak lekko sobie biegnąć chłopak zwyciężył. Na dodatek odstawił goniących go o jakieś dwie minuty i pobił rekord trasy. Fajnie było widzieć, że znajomy z Gorlic - Golon przybiegł (z resztą już tradycyjnie) w czołówce.  


Po biegu pomagaliśmy ogarnąć to, co zostało. Wieczorem w nogach człowiek czuł, jakby co najmniej maraton przebiegł :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz