1 mar 2007

Sentosa, czyli piękne plaże, a w tle dymiące statki


Pobudka około 9:00, Aga Ż, Bartek, Igor i ja wyruszyliśmy na wyspę Sentosa. Najpierw parę przystanków autobusem, potem kilka metrem i już byliśmy w porcie. Tam przesiedliśmy się na kolejkę linową, która ponad zatoką zawiozła nas na samą wyspę.

A na samym dole: Groźny podwodny zwierz :)


Na wyspie pocykaliśmy parę fotek w części centralnej, przejechaliśmy się lekką kolejką i już byliśmy przy delfinarium. Kupiliśmy bilety (do delfinarium i podwodnego parku są łączone bilety) i ponieważ do pokazu było jeszcze trochę czasu, poszliśmy pooglądać plażę Palawan. Tamteż zastał nas tropikalny deszcz, ale na szczęście były fajne zadaszone wieżę widokowe. Na wieżach też nie byle jakie atrakcje, np. mnich tybetański wtranżalający Coca-Colę ;) .




Gdy zbliżała się pora pokazu zasiedliśmy na miejscach w delfinarium - chyba jedynym na świecie, w którym są różowe delfiny - gatunek, który przez zanieczyszczenie wód w rejonie APAC jest na wyginięciu...

Po delfinarium pojechaliśmy w rejony podwodnego parku (a że autobusy wyspowe jeżdżą jak na darmowe przystało - jak głupie, trwało to trochę...).

Park podwodny po prostu jest niesamowity. Można podotykać co poniektórych stworzonek, w tym płaszczek (a łapa po tym jedzieeee). Największą atrakcją jest tam tunel z ruchomym chodnikiem, oszkloną góra i bokami, gdzie dookoła sobie pływają te rybcie, co się w akwariach nie pomieściły :>. Mieć rekinie zęby 20 cm nad głową też przygoda, więc tunel zaliczyliśmy dwukrotnie.




Po parku podwodnym małe co nieco - m.in. kulki z kałamarnicy. No i kolejny raz się rozpadało... Po deszczu ruszyliśmy na autobus, by się udać do królestwa robaków, gdy drogę przebiegły nam dwie małpy.

Królestwo robaków i motyli z początku wyglądało jak kot w worku - martwe stworzonka w gablotkach, ale już po chwili weszliśmy do ogromnej klatki stylizowanej w środku na busz tropikalny i poprzechadzaliśmy się wśród latających motyli. Potem weszliśmy do pomieszczenia stylizowanego na jaskinię/wnętrze drzewa, gdzie w małych lufcikach znajdowały się za szybami skorpiony, pająki i inne stworzenia, których rozmiary powinny być niewielkie, a takowe nie były. Fajne uczucie, jak się zaglądało do lufcika, a tam... pusto ;).






Po robalach poszliśmy na plażę Siloso, gdzie Igor i ja oglądając płynące nieopodal ogromne, dymiące statki, z lekkim niepokojem trochę popływaliśmy. Z wody wyszedłem taki hmm... tłustawy - na następny raz basen...


Wieczorem poszliśmy do części fontannowej i obejrzeć pokaz muzycznej fontanny. Hmmm polecam tą w Barcelonie :)

"Hello everybody. The gate will be open soon. There is no need for rush. Oh, hello Agnes. So please walk slowly..." - wyspowy strażnik wypatrzył Agnieszkę :)

Po pokazie poszliśmy na kolejkę linową, by dostać się z powrotem do portu, a stamtąd do akademika.

Rzutem na taśmę: Groźny podwodny zwierz :) (zdj. Aga):




Zaraz mnie strażnicy ze stołówki przegonią, więc kolejny wpis pewnie jak u Was noc... Za to będzie panorama z Orchad Road i pewnie dwie fotki nocne. Wszystkie trzy zajęły mi nieco czasu, by je doprowadzić do efektu finalnego. Zapraszam ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz